Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tłumaczenia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tłumaczenia. Pokaż wszystkie posty
„Jeśli Bóg jest naszym Ojcem…” fragmenty esejów Sigrid Undset

maja 19, 2024

„Jeśli Bóg jest naszym Ojcem…” fragmenty esejów Sigrid Undset


 „Jeśli Bóg jest naszym Ojcem, a my jesteśmy Jego dziećmi, to nie jesteśmy Jego niemowlętami w ramionach; Bóg pozwala nam stać się dorosłymi dziećmi – i czasami zdarza się, że dorosłe dzieci odwracają się na dobre od ojca i domu. Kiedy spirytyści zapewniają nas, że „dobro” w końcu zwycięży na całej linii, zakładając, że mają na myśli to, że zło zostanie pozbawione samego istnienia, postulują Boga nie jako ojca, ale jako tyrana, nawet jeśli postrzegany jest jako życzliwy uniwersalny ojciec rodziny.


Podobnie jak wszyscy inni twórcy religii, którzy ogłaszają swoje produkty jako „rozwój chrześcijaństwa”, spirytyści mówią o „prostym nauczaniu” Jezusa – po tym, jak ludzie kłócili się przez tysiąc dziewięćset lat, a nawet zostali spaleni na stosie z powodu znaczenia tej prostoty i Jego „łagodnej” nauki o miłości. Ja sama nigdy nie byłam w stanie zgadnąć, skąd ludzie biorą ten obraz zawsze „łagodnego” Jezusa.


 (…)


Kościół podkreślał czułość Jezusa wobec wszystkich, którzy cierpią i trudzą się – czyli większości – i przypominał nam o Jego błogosławieństwie dla wszystkich, którym brakuje zdolności do zdobywania zaszczytów na tym świecie. Nie stłumił jednak z tego powodu innych cech obrazu Chrystusa w Nowym Testamencie – strasznych wybuchów Bożego oburzenia, Jego słów, że nie przyszedł, aby przynieść pokój, ale miecz i zesłać ogień na ziemię, aby oddzielić rodziców, dzieci, aby ten, kto chce być Jego uczniem, potrafił w razie potrzeby opuścić własnych rodziców (…).


Koncepcja Jezusa jako osoby słabej, szczególnie poruszająca serca kobiet, musiała powstać w kręgach klasy średniej ubiegłego stulecia, które trzymało się mocno rozwodnionej tradycji chrześcijańskiej. Przyjmowano za oczywistość, że miłość bliźniego i wiara w doskonałość wszystkich ludzi to idee specyficznie chrześcijańskie – i w pewnym stopniu było to słuszne. Jednak tradycyjnej czci dla imienia Jezusa nie zakłóciło żadne podejrzenie, że miłość Jezusa Chrystusa i Jego wyobrażenia o doskonaleniu się i uświęceniu ludzi mogą zasadniczo różnić się od ich własnych racjonalnych poglądów na te sprawy. Długa, mroczna procesja tak zwanych „historycznych Jezusów” reprezentuje w rzeczywistości zabarwioną emocjonalnie niechęć do porzucenia uczuć religijnych z dzieciństwa wśród ludzi, którzy wierzyli, że chrześcijaństwo w sensie historycznym się rozegrało, a jednocześnie próbowali skonstruować dla siebie postać Chrystusa, którego zachowanie i wypowiedzi można pogodzić z ich własnym „nihil obstat”.


Jest rzeczą naturalną, że po pokoleniu, które na takich założeniach uważało się za chrześcijańskie, nadejdzie pokolenie całkowicie zdechrystianizowane. 


(…) Nawet w świetle najwęższej ortodoksji Bóg jest jednak Bogiem, a Chrystus wcielonym Bogiem i Panem. Jest nie do pomyślenia, aby jakakolwiek dorosła dusza ludzka, która doświadczyła osobistej relacji z Nim, mogła odczuwać to jako coś innego niż bluźnierstwo, gdy Bóg zostaje zredukowany do czegoś w rodzaju rogu obfitości na szczycie kosmicznego tortu weselnego”


„Men, women, places”

Sigrid Undset 


Tłumaczenie: Anna Maternowska-Frasunkiewicz 

„Die ewige Frau” [„Niewiasta wieczna”] Gertrud von le Fort [fragment tłumaczenia]

marca 11, 2024

„Die ewige Frau” [„Niewiasta wieczna”] Gertrud von le Fort [fragment tłumaczenia]


 „Żaden męski głos nie zastąpi głosu matki. Pytanie brzmi, w jaki sposób uwydatnić głos matki, by go nie zniekształcić? Świadomość, że nie istnieje prawo kobiety do posiadania dziecka, lecz jedynie prawo dziecka do posiadania matki, koresponduje z inną kobiecą świadomością naszych czasów: nie ma tak zwanego „prawa kobiet” do pracy i powołania, za to jest na świecie prawo dziecka do kobiety”

„Tak jak matka całkowicie oddaje swoje życie za dziecko w godzinie jego narodzin, tak samo jej życie po porodzie nie należy już do niej samej, ale do dziecka. (…) kobieta-matka jest kobietą zatopioną w dziecku. 


„Urodziła dziecko

Ku największemu szczęściu

i najgłębszemu smutkowi.

I jest teraz całkowicie bezradna 

w dziecięcym niemym pięknie”


Niezmierzona, naturalna miłość, która emanuje od matki i tworzy jednocześnie przestrzeń życiową, w której kształtuje się dziecko i formuje się jego osobowość, oznacza dla samej matki rezygnację i poświęcenie, aż do narażenia się na niebezpieczeństwo utraty własnej osobowości i formy - ta ofiara rozumiana jest również w sensie całkowicie heroicznym, ale jednocześnie absolutnie pozbawionym emocji. Tak jak heroiczna godzina narodzin dopełnia się za zasłoną, tak heroizm reszty życia matki dopełnia się w jego głębokiej niepozorności


fragmenty „Die ewige Frau” („Niewiasta wieczna”) 


więcej niebawem… 


Na zdjęciu młoda Gertrud von le Fort 🤎 

Gertrud von le Fort o macierzyństwie [tłumaczenie]

marca 03, 2024

Gertrud von le Fort o macierzyństwie [tłumaczenie]

 

„Macierzyństwo nigdy nie może stać się dla kobiety zadaniem szczególnym, naznaczonym czasem, ponieważ jest jej zadaniem po wsze czasy. Tak jak nie pojawia się w matce to, co wyjątkowe i niepowtarzalne w jej osobie, tak też nie pojawia się w niej to, co wyjątkowe i niepowtarzalne w danej epoce. Każdy czas kończy się przed matką, gdyż czas nie ma nad nią żadnej władzy. Kobieta w swym panieństwie samotnie przeciwstawia się czasowi, jako oblubienica dzieli czas wraz z mężczyzną, w macierzyństwie pokonuje czas: matka jest obrazem ziemskiej nieskończoności, zarówno w jej szczęściu, jak i w bólu tysiące lat mijają bez śladu: matka jest zawsze taka sama…” cdn.


„Die ewige Frau” / „Niewiasta wieczna”

Gertrud von le Fort


tłumaczenie: Anna Maternowska-Frasunkiewicz

O zdradzie i nawróceniu... w "Wiernej żonie" Sigrid Undset

stycznia 27, 2024

O zdradzie i nawróceniu... w "Wiernej żonie" Sigrid Undset

 


Gdy Sigrid Undset wydała pierwszą powieść, w podarunku od swej mamy otrzymała książkę pt. "Ptaki przelotne" Steena Steensena Blichera z dedykacją:

" Abyś jako autorka zawsze widziała w Blicherze swój wzór, abyś była nieprzekupna, uczciwa jak on, patrzyła nieustraszenie w oczy życiu, takiemu jakie ono jest i zgodnie z prawdą zdawała sprawę z tego, co widzisz"

Trudno powiedzieć, by było inaczej. Undset w swych powieściach poświęca uwagę grzechowi, poczuciu winy, skrusze i pokucie. Sigrid niczego nie pudruje, nie używa filtrów względem rzeczywistości, pokazuje, że wiara religijna jest zaczątkiem, który można realizować bądź odrzucić. 

Czy wiara jest czymś, co tkwi w nas? Czy może to Siła, która nas przyciąga do siebie, działając podobnie jak siła ciążenia?”

Takie pytania padają w książce, którą otworzyłam późną nocą i trafiłam na szokującą scenę rozmowy: żony z kochanką jej męża... W pierwszej chwili pomyślałam, że fragment wyrwałam z kontekstu i nie rozumiem, do tego późna noc i książka w języku angielskim... nie rozumiem, straszne to, ale nie rozumiem... kto tu jest katolikiem? Kto jest wierny swoim przekonaniom, mimo popełnienia okrutnego grzechu? Dlaczego kochanka spodziewająca się dziecka przychodzi do żony skruszona i informuje, że nie chce żyć z jej mężem? 


„Czy to twoje przekonania religijne sprawiają, że myślisz, że poślubienie kochanka jest tak niemożliwe?”

„Tak” – powiedziała cicho Adinda Gaarder.

„Ale gdzie były twoje przekonania religijne, kiedy związałaś się z żonatym mężczyzną? Bo cały czas wiedziałaś, że jest żonaty, prawda?”

Drugi raz dziewczę skinęło głową.

"Więc nie uważałaś, że to był grzech? Bo o ile rozumiem, teraz porzucasz Sigurda, bo uważasz za grzeszne poślubienie rozwiedzionej osoby?" Adinda Gaarder tylko patrzyła na nią w milczeniu – zachowywała się jak uczennica, która zdaje sobie sprawę, że popełniła coś niewybaczalnego. „Muszę przyznać” – powiedziała z przekąsem Nathalie- „nie rozumiem Twojego rozumowania”.

"Właśnie o to chodzi, w ogóle nie posługiwałam się rozumem"- dziewczyna była teraz bliska łez.

Dlaczego żona, głęboko zraniona, ze zmiażdżonym sercem, mimo wszystko trzyma się ziemskich korzyści takiego związku i mówi kochance (nie bez wyrzutu), że jest egoistką w tym swoim nawróceniu, nie myśli ani o dziecku ani o zwiedzionym cudzym mężu - po ludzku tyle osób będzie cierpieć.... głupota! 

"Miałbym dla ciebie nieskończenie więcej szacunku, gdybyś poniosła konsekwencje swego upadku, jak to się nazywa, jak sądzę. Gdybyś mimo wszystko mniej myślała o sobie, a więcej o dziecku, które mimo wszystko pragniesz urodzić. I o Sigurdzie. Czy sądzisz, że uzasadnione jest pozostawienie go stojącego jak głupiec – kiedy obie jego damy nie chcą mieć z nim nic więcej do czynienia – pozwolić mu dryfować na łasce wiatrów i fal…?


Wstyd... kochance jest wstyd, płacze, żałuje, nie zmniejsza to jej winy, ale pozwala wyznać grzech, wstyd jest dobry... bardzo dobry... 


"Przypuszczam, że uważasz, że to idiotyczne z mojej strony, że tu przychodzę. Chciałam ci powiedzieć, że żałuję zła, które wyrządziłam tobie, a także Sigurdowi, pozwalając, by sprawy dryfowały w złą stronę. Bardzo dobrze wiedziałam, że nie powinnam była się z nim spotykać. Ale zrobiło mi się tak wstyd, że powinnam była to przerwać, nie wiedząc nawet, czy jest we mnie zakochany"


W całym tym zamieszaniu czytelnik dowiaduje się, że małżeństwo Natalii i Sigurda jest bezdzietne...

To taka porażająca scena, że człowiek nie wierzy w to co czyta! Jeszcze raz rzut okiem na okładkę, czy to na pewno Sigrid, głęboki wdech... i czytam jeszcze raz tę samą scenę i jeszcze raz, łapczywie doszukując się treści, dlaczego kochanka po ludzku budzi we mnie wzruszenie??? Dlaczego zdradzona żona zachęca kochankę do trwania w tej grzesznej sytuacji?

„Mówię poważnie. Bardziej niż czegokolwiek innego pragnę, żebyś ty i Sigurd znaleźli sposób na bycie razem w miarę szczęśliwymi. Nie ma sensu, aby życie trojga osób było rujnowane przez jego i twoją lekkomyślność - możemy tak to nazwać? O wiele lepiej, jeśli wy dwoje spróbujecie uratować coś z tej wspólnej katastrofy. Nathalie przygryzła wargę, poczuła histeryczną ochotę się roześmiać"


Dlaczego kochanka tego nie chce?


„- Nie, gdybym wyszła za rozwiedzionego mężczyznę, z pewnością nie mieliby ze mną nic wspólnego. Nigdy więcej nie pozwoliliby mi wrócić do domu”.


- Ale teraz pozwolą ci wrócić do domu? Z dzieckiem?


-Tak, ojciec mówi, że uważa, że ​​powinienem wrócić do domu. A w domu też mam co robić. Mówi, że może poradzę sobie na tyle dobrze, że pewnego dnia będę mogła przejąć gospodarstwo. Jego babcia prowadziła je przez wiele lat, kiedy była wdową. A gospodarstwo też nie jest taki duże…"


Poczucie winy, skrucha i pokuta... Sigrid w tej powieści przedstawia małżeństwo jako dążenie do wspólnoty duchowej przeciwstawiając je popędowi do zespolenia fizycznego, spotykamy tu tomistyczny typ chrześcijaństwa. (por. Andreas H. Winsnes, Sigrid Undset). Na czym ten typ polega? Otóż czysta natura człowieka wymaga wiary jako gwarancji pełnego rozwoju. Czystą naturę należy rozumieć tu jako zdolność do czynienia dobra i poszukiwania prawdy. 

Zaczęłam czytać książkę od początku, by dowiedzieć się więcej o tytułowej bohaterce. Dom, w którym wyrastała, cechował abstrakcyjny liberalizm. Rodzice byli łatwowierni i naiwni. Chrześcijaństwo traktowali jako przestarzałą, zamierzchłą wręcz epokę. Ojciec atakował księży i Kościół, ale popierał liberalnych teologów. Wiele się dowiadujemy o jej rodzinie podczas pogrzebu jej ojca:


„Mamie bardzo zależało na odprawieniu nabożeństwa pogrzebowego w kościele. Wydawało się to dość dziwne: Nathalie przypomniała sobie czas, kiedy jej ojciec nigdy nie przepuścił okazji do ataku na duchowieństwo i Kościół państwowy. To prawda, że ​​wspierał liberalnych teologów i wszystko, co nazywało się chrześcijaństwem o szerokich horyzontach, ilekroć kłócili się z ortodoksją. Ale niewątpliwie stało się tak tylko dlatego, że wierzył, że wszystko, co mieści się w kręgu liberalizmu i otwartości, musi koniecznie należeć do jego partii. I z pewnością mama też nie była zbyt kościelną kobietą – popierała historycznego Jezusa, ponieważ utrzymywała, że ​​był on jednym z pionierów praw kobiet, podczas gdy duchowieństwo i Kościół nigdy nie robiły nic innego, jak tylko uciskały jej płeć. Teraz mówiła tak, jakby przez całe życie była ortodoksyjną członkinią zboru. Wzruszające było widzieć, jak bardzo była szczęśliwa, że tata został pochowany w kościele”


Rodzice Natalii byli tak zajęci, że nigdy nie mieli czasu. Ragna, siostra Natalii, mówi o matce: ,,Można by myśleć, że swoje dzieci znalazła przypadkowo w koszu od papieru, kiedyś między dwoma zebraniami zarządu". Słowem: nowoczesny dom!


Uważali, że wiara w autorytet musi być zwalczona, aby mogło powstać bardziej wolne i samodzielne pokolenie. Ale stało się wręcz przeciwnie. Nowe pokolenie było, tak spragnione autorytetu, że samemu diabłu zaprzysięgłoby dozgonną wierność tylko dlatego, że był on bezsporną osobowością przywódczą".


Mąż Natalii pochodzi z rodziny chłopskiej, gdzieś z Österdalen. Reprezentuje sobą prawdziwy zdrowy chłopski rozsądek. Uważa, że ludzie w obecnych czasach żyją w tak szybkim tempie, iż więdną, zanim dojrzeją.


A tak o swojej relacji z mężem mówi Natalia:


Relacje między nimi zawsze były całkowicie fizyczne. Tyle że to jest rzecz trudna do ustalenia, bo mało kto wie, co to znaczy, a ci, którzy wyobrażają sobie, że ich miłość jest fizyczna, często wiedzą o tym najmniej. Zawsze zdawała sobie sprawę na przykład, że Sigurd nie był osobą inteligentną. Choć wszystkie egzaminy zdał z wyróżnieniem; był zdolny do nauki. Ale jego mózg pracował powoli, a pewna skromność lub brak pewności siebie często sprawiały, że jego opinie były jakby tępe. Nienawidził wyrażać opinii na temat czegoś, czego nie rozumiał, a wiedział całkiem dobrze, kiedy czegoś nie rozumiał. Pod tym względem był bardzo mądry. W sumie nie lubił rozmawiać, choć lubił siedzieć i rozmawiać w kameralnym otoczeniu”


Oboje cenią sobie życie rodzinne. Natalia jest z natury oddaną żoną. Nic nie jest bardziej oczywiste, jak to, że należy tylko do niego na zawsze. Jej zdaniem nawet starzenie się może oddaniu wyjść tylko na dobre. Gdy się spotkali, zrozumiała od razu, że tak było. Otrzymali rzeczywiście rzadki dar, wielką miłość. Ale nawet i oni próbują na swój użytek nieco zreformować instytucję rodzinną. Ona ma pracę poza domem, co było zrozumiałe; nie mieli bowiem dzieci. Lecz Sigurdowi nie bardzo się to podoba. Teraz, gdy warunki już tego nie wymagają, wygląda na to, że jej sprawy odciągają ją nieco od domu. Nie podobało mu się zresztą również wcale, że nie mieli ślubu kościelnego. Żyli ze sobą, zanim się pobrali. Różnica polegała więc tylko na tym, że obecnie stosunek ich został zalegalizowany także w oczach innych ludzi.


Przyczyny niewierności Sigurda nie tkwią jednak w tych okolicznościach, które skądinąd stwarzają niekorzystny klimat dla małżeństwa. A jednak jego niewierność jest dla nich obojga wstrząsem. Serce Natalii zostaje zmiażdżone.


Złamane serce. Kiedyś uważała to za idiotyczną metaforę. Wyobraziła sobie bowiem szklaną rzecz, która z trzaskiem roztrzaska się na kawałki. Ale teraz czuła się tak, jakby serce zostało w niej zmiażdżone, tak jak dłoń ściskana na miazgę w drzwiach; przypomniała sobie kilku harcerzy, z którymi ona i Sigurd pojechali wiele lat temu do Rafstad; jednemu z nich ciężko zmiażdżono rękę drzwiami wagonu.


Spojrzała na siebie w lustrze. Oczy miała dobrze osadzone, dość głęboko, w ładnie ukształtowanych oczodołach. Ale pełnia wokół nich zniknęła, powieki były cienkie i pokryte drobnymi zmarszczkami. Zakłamali całą jej dobrze zachowaną młodość. Och, do diabła, weź to, ta zmumifikowana młodość, której wymaga życie zawodowe - nie można sobie pozwolić na starzenie się, gdy trzeba ciągle spotykać ludzi, dla których to, przez co się przeszło, jest sprawą całkowitej obojętności”


Decydującym momentem w opowiadaniu jest sprawa młodej dziewczyny, kochanki Sigurda, która nie chce go poślubić. To nie znaczy, żeby nie była zakochana w Sigurdzie. Ale uważa, że nie ma do tego prawa. Jej rodzice są katolikami. Nie uznają ,,boskiego prawa wielkiej miłości". Ona nie może postąpić ze sobą i z życiem, które jest w niej, według własnego widzimisię. Sama to również rozumie. Wdała się w coś, co było sprzeczne z jej religijnym przekonaniem, z porządkiem, o którym wiedziała, że ma swe źródło w miłości większej niż jej miłość. Jest również słaba. Ale to, co najlepsze w niej, znajduje oparcie w czymś poza nią samą, w jakimś porządku. Staje się silna i może ponieść konsekwencje swego błędnego kroku. Dziecka się nie pozbędzie. Ale może zniknąć z życia Sigurda. I to jest prawdziwa postawa człowieka po upadku - upadku, z którego wyciągnąć go może tylko żal za grzechy, jego wyznanie i mocne postanowienie poprawy.

Wiara religijna, która w gruncie nigdy nie była Sigurdowi całkowicie obca, uaktywnia się w związku z tą historią. Uczucie wstydu, a przede wszystkim niespodziewana stałość przekonań jego kochanki budzą go.


Małżeństwo Sigurda i Natalii odradza się. Dla Sigurda tym razem nie jest ono już tylko instytucją społeczną, lecz również sakramentem, w którym spotykają się Bóg i człowiek. Natalia nie bardzo rozumie jego nowe poglądy i słowa, że nic się nie może poszczęścić, gdy człowiek lekceważy najistotniejszą rzeczywistość, w której żyje. Rzeczywistość? - pyta z lekkim szyderstwem. ,,Czy ta cała twoja religia to raczej nie są marzenia wyrosłe z pragnień?" Sigurd odpowiada: ,,Jeżeli masz być uczciwa, Natalio, czy nie przyznajesz mi racji, że wielu z twoich znajomych, którzy mówią, że nie wierzą w Boga, w gruncie rzeczy pragnie, aby istniał i był tą Rzeczywistością, która obejmuje wszystko, jak dłoń i nic nie może się wymknąć między Jego palcami?" Nie, musi przyznać, że Bóg nie jest jej pragnieniem. Nie pojmuje wcale, co to za radość dla Sigurda być chrześcijaninem. Lecz jest tak szczęśliwa, że rozstanie z Sigurdem skończyło się i uważa, że "byłoby pięknie mieć kogoś, komu by można podziękować".


"Wierna żona", oto książka, która mnie poruszyła podobnie jak "Krzak gorejący"  Sigrid Undset. 

Powieść ta jest hymnem na cześć idei chrześcijańskiego małżeństwa, na cześć tradycyjnej instytucji rodziny chrześcijańskiej. Uczciwość chrześcijańska, do której dociera grzesznik w tej powieści, szokuje w czasach powszechnego relatywizmu, kryzysu małżeństwa i rodziny, burzenia ostatnich autorytetów, masowego unieważniania małżeństw i zawierania ponownych ślubów kościelnych, a ostatnio nawet prób dopuszczenia ludzi ze związków niesakramentalnych do przyjmowania Komunii Świętej, Undset pokazuje nam katolicyzm, który dziś chciałoby się nazywać "tradycyjnym", choć  jeszcze niedawno, był... powszechnym... Grzech nie pobłogosławiony a nazwany grzechem prowadzi do nawrócenia nie tylko grzesznika, ale i ludzi z jego otoczenia, nawet tych skrzywdzonych. 

Warto sięgnąć po tę książkę, choć wiem, że jest bardzo trudno dostępna - na pewno jest w bibliotekach w większych miastach. Gdybyście myśleli, że zdradziłam tu zbyt wiele treści, to uprzedzam, że to nic bardziej mylnego - wątek młodej dziewczyny, która swym upadkiem budzi z letargu i prowadzi tym samym do nawrócenia wielu osób jest bardzo ciekawy, a nawet mocno wzruszający. Jeśli nie znajdziecie książki w polskim tłumaczeniu, to zachęcam do sięgania po tłumaczenie na angielski - czyta się dość dobrze. 

Poniżej zostawię Wam jeszcze kilka cytatów w moim tłumaczeniu:

„Myślała, że ​​jest wciąż młoda – wyglądała młodo, czuła się młodo. Ale młodości z wczesnych lat – nie można jej w pełni przypomnieć sobie, gdy już minęła, nie można jej odzyskać, nie można jej symulować”


„I powiem ci jedno: posiadanie dzieci zmienia mężczyznę co najmniej w takim samym stopniu co jego żonę. To znaczy, jeśli w ogóle nadaje się na ojca. To czyni go takim wiarygodnym”


„Patrząc na siostrę, Nathalie przyszło do głowy, że przeciwieństwem młodości nie jest starość, że młodość i starość to tylko etapy tego samego procesu – braku wieku”


„Gdyby tylko mieli dzieci, chętnie zrezygnowałaby ze swojego stanowiska i całą swoją siłę roboczą wykorzystała do zarządzania tym, na co Sigurd był w stanie zarobić. Ale tak się składało, że nie mieli dzieci. I dlatego ofiara byłaby bez znaczenia. I w końcu żyli szczęśliwie przez szesnaście lat, a jedyną więzią między nimi była miłość.


Ich solidarność była silna i pewna, mimo że ich życia były w dużej mierze od siebie niezależne. Bo tacy byli. Ich twórczość to dwa światy, w których jeden zajmował się czymś, o czym drugi nic nie wiedział. Sigurd nie wiedział więcej o sztuce i rzemiośle niż większość wieśniaków, którzy porzucili rzemiosło. A kiedy po raz pierwszy się pobrali, próbował dać jej kurs elektrotechniki – stwierdził, że komiczne było to, że ona i wszystkie inne kobiety spędzały całe życie na obracaniu przełączników, prasowaniu, szyciu, zamiataniu i gotowaniu przy użyciu prądu, tak naprawdę nie wiedząc czegokolwiek na ten temat. Jego gorliwość była tak wielka, że ​​nie mogła oderwać od niego oczu, a to, co mówił, wchodziło jednym uchem i wychodziło drugim”


Czytaliście coś autorstwa Sigrid Undset? Chciałabym, by ta autorka przeżyła w Polsce swoisty renesans... tyle pięknych książek napisała, a tak niewiele się o nich mówi...

O życiu i twórczości Gertrud von le Fort, pisarce humanizmu katolickiego

stycznia 25, 2024

O życiu i twórczości Gertrud von le Fort, pisarce humanizmu katolickiego

 


Gertrud von le Fort (ur. 11.10.1876 Minden - zm. 1.11.1971 w Obersdorfie) to jedna z czołowych przedstawicielek katolickiej literatury niemieckiej, wybitna przedstawicielka europejskiego humanizmu katolickiego. 


Urodziła się w rodzinie protestanckiej. Jej ojciec był pruskim pułkownikiem. Studiowała teologie protestancką, historię i filozofię. W 1926 roku konwertowała na katolicyzm, w wieku 50 lat debiutowała jako pisarka, jej twórczość była związana właśnie z jej konwersją. 



Pisarka była głęboko zafascynowana działaniem Łaski Bożej, Kościołem Świętym. Wiele jej powieści posiadało tło historyczne, które stało się tłem problemów duchowych i ponadczasowego chrześcijańskiego przesłania. Gertrud ukazuje na tle uwarunkowań historycznych wewnętrzną przemianę bohaterów pod wpływem działania Boga. 



Gertrud odziedziczyła po matce szczególny rodzaj religijności, pobożność opartą na doświadczeniu, bardzo bezpośrednią, delikatną, skrytą, lecz unikającą przesadzonych wypowiedzi na tematy religii. 




Pisarka wielokrotnie podkreślała, że ​​jej późniejsze nawrócenie na katolicyzm nie oznaczało zerwania z przeszłością. Jest to raczej jej rozwój, dalszy skutek wcześniejszych wpływów macierzyńskich.


Matka, w przeciwieństwie do ojca, była gorliwą parafianką, związana była silnie ze swoją wspólnotą wyznaniową. Uwielbiała regularne lektury religijno-medytacyjne i preferowała  książkę o naśladowaniu Chrystusa Tomasza a Kempis oraz poetyckie hymny ewangelickie.


Każdy dzień zaczynał się od jednej z pieśni Paula Gerhardta, w której Gertrud von le Fort znajdowała nie tylko religijną pociechę, ale i poetycką radość na całe życie. Matka nigdy nie zapominała czytać niedzielnej Ewangelii.


Umiejętności artystyczne Gertrud von le Fort oraz jej zamiłowanie do powieściopisarstwa  wywodzą się z rodziny jej matki. Matka miała nie tylko talent do malowania i rysowania, ale także opanowała tysiące drobnych sztuk. Była równie dobra w dekorowaniu pisanek, jak w robieniu lalek. Wiele niedzielnych popołudni w gronie rodzinnym zajmowało im rysowanie portretów, w tym karykatur. Matka miała tyle samo poczucia humoru, co wyczucia poezji. Dzieła Fritza Reutera potrafiła deklamować żywo i ze subtelnym wyczuciem. 


Lothar von le Fort, ojciec Gertrud, to bardzo ciekawa postać. Ożenił się dość późno. Gdy jego najstarsza córka przyszła na świat - była nią Gertrud - miał 45 lat. Gertrud była zdecydowanie córeczka tatusia. Lothar uważnie obserwował swoje dzieci, trzymał je z dala od niekontrolowanych wpływów, cenzurował ich lektury, od samego początku wykluczał możliwość uczęszczania dzieci do szkoły publicznej i przyjmował do domu prywatnych nauczycieli.



Dla Gertrud postać ojca musiała być tożsama z cesarzem, imperium, tradycją i historią. Lothar Freiherr von le Fort bardzo interesował się historią. To zainteresowanie rozwinęło się w nim przede wszystkim poprzez studiowanie historii wojennej. Był zagorzałym wielbicielem Ranke'a i polecił go swojej córce jako przełomową lekturę. 


Opierał się całkowicie na kantowskim imperatywie kategorycznym, mianowicie by postępować tak, aby maksyma własnej woli mogła w każdej chwili obowiązywać także jako zasada prawodawstwa powszechnego.


Późniejsze rozważania poetki dotyczyły głównie nieustannej transcendencji i przekształcania obrazu ojca i jego wzorcowego odcisku, nieustannej debaty o imperium i ojczyźnie, honorze i sile, potędze i wielkości.


Chociaż Gertrud von le Fort była córeczką tatusia, wśród jej literackich postaci jest więcej silnych kobiet niż bohaterskich mężczyzn. Oczywiście, mężczyźni nie są dyskredytowani w jej dziełach. Walka płci nie ma miejsca w twórczości Gertrud, niemniej to właśnie kobiety robią na czytelniku silniejsze wrażenie.


Paweł Milcarek w „Otwartych oknach” (wyd. Dębogóra) pisze o Gertrud von le Fort: „Ten głos jest silniejszy od antyświadectw letniego katolicyzmu. Gdy zawodzą jednostki, głos brzmi nadal, nawołuje właśnie tam, gdzie nie musi być już mylony z mocą i słabością człowieka: w codziennym śpiewie ukrytych zakonnic, w liturgii Kościoła, w pięknie bazylik rzymskich, w niezmienności nauki katolickiej…

W czasach, gdy w świecie wzmagała się równocześnie swoista „moda na katolicyzm” i chęć upodabniania go do świata, von le Fort sygnalizuje ironicznie swój dystans wobec tych „błyskotliwych teorii”, a w usta czcigodnej poganki – babuni wkłada uwagę, że prawdziwi chrześcijanie nie interesują się „mówieniem czegoś nowego o Kościele”, gdyż „mogą to spokojnie pozostawić ludziom nie należącym do Kościoła”, którzy „robią to doskonale i, jak na własne potrzeby, o wiele bardziej interesująco niż jego wyznawcy”.


Odkąd zafascynowała mnie Gertrud swoją twórczością, mam jedno nieodparte wrażenie… tyle lat się uczyłam niemieckiego, studiowałam, praktykowałam jako tłumacz… by po dziesiątkach lat spotkać Gertrud w języku niemieckim i mieć wielkie pragnienie, by ją Wam przybliżyć. 


Gertrud przed śmiercią powiedziała, że chce, by czytano jej książki za sto lat. Od jej śmierci minęły 52 lata, mam nadzieję, że zmieścimy się w tym czasowym okienku i polski czytelnik pozna tę wspaniała pisarkę, jeśli nie z jej nowel, esejów czy powieści, to chociaż z cytatów w postach.


Postać pisarki związana jest z Edytą Stein i wyjątkowym kapłanem o polskich korzeniach Erichem Przywara (poświęcę tym relacjom kolejne posty). 


Dwie wspaniałe kobiety: Edith Stein i Gertrud von le Fort łączyło to, że obie konwertowały na katolicyzm: jedna z judaizmu druga z protestantyzmu, obie obrażone były niezwykłym intelektem i obie głęboko kochały Chrystusa: 


W „Hälfte des Lebens” (połowa życia, bo Gertrud konwertowała mając 50 lat) Gertrud opowiada o swojej własnej drodze: „objawienie Bożej miłości na wieki spoczęło w Chrystusie, czego nauczyła mnie moja matka. Jej usta nauczyły mnie wymawiać Jego Imię i całe moje życie religijne odnajduje w Nim głęboką wewnętrzną jedność, która później znalazła swoje miejsce w sercu Kościoła katolickiego”.



Ufność ta łączy się z ufnością Edyty Stein w liście z 13 grudnia 1925 r. do jej przyjaciela Romana Ingardena: „Chrystus jest centrum mojego życia, a Kościół Chrystusowy moją ojczyzną”


Najpiękniejsze relacje, które mogą wydać światu tyle dobra, zakorzenione są zawsze w Chrystusie!


Gertrud ze wspominaną Edytą Stein, łączyła głęboka duchowa przyjaźń, która znalazła swe odbicie w twórczości Gertrud polecanej żywo przez samą św. Teresę Benedyktę od Krzyża. 


Obie panie spotkały się dzięki polskiemu jezuicie Erichowi Przywarze, który był spowiednikiem Edyty Stein.


Edyta Stein przywoływała Gertrud von Le Fort w swoich pismach, wymieniała ją jako jedną z czterech najbardziej znamienitych pisarzy, obok Tołstoja, Dostojewskiego i Undset. We wstępie do artykułu „Historia i duch Karmelu”, Edyta pisze: „W Niemczech uwagę kręgów intelektualnych szczególnie zwróciło na nasz Zakon opowiadanie autorstwa Gertrud von Le Fort”. Opowiadanie, do którego odnosi się Edyta Stein, to „Die Letzte am Schafott” („Ostatnia na szafocie”) z 1931, które traktuje o męczeństwie karmelitanek z Compiègne.


Edyta Stein polecała wszystkim twórczość Gertrud. Odpowiadając na list Siostry Callisty Brenzing, napisała do niej: „Będziesz zaskoczona tym, co chciałabym Ci zaproponować do czytania: powieść historyczną „Papież z getta” (1929) i powieść edukacyjną „Chusta Weroniki” (1928). Możesz oczywiście wziąć jedną z dwóch”.

Podpowiadała Ruth Kantorowicz różne prezenty na srebrny jubileusz księdza Charlesa Joppera: „Niewykluczone, że coś od Gertrud von Le Fort będzie mile widziane. I ty uważasz „Hymny do Kościoła” za jej najważniejsze a nawet fundamentalne dzieło”.

W liście do swojej matki chrzestnej napisała: „Wierzę, że lektura książki Gertrud von Le Fort „Die ewige Frau” (1936) byłaby dla ciebie wielką radością”.


14.10. 1933 r. Edyta napisała do Gertrudy, że chciałaby przedstawić jej swoją matkę, bo ma związek z babcią Weroniki („Chusta Weroniki”), z powieści, w której Gertruda opowiada o swoim nawróceniu z protestantyzmu na katolicyzm w 1926 r. Na końcu tego listu pisze: „Słyszałam o napisanym przez Ciebie bardzo pięknym dziele o naturze kobiety. Czy mogę otrzymać ten tekst, by go przeczytać?”. Z notatek wynika, że chodzi o „Die ewige Frau” z 1934. W liście z 17.10.1933 r. Edyta napisała: „Przeczytałam w cichej celi Twoją piękną pochwałę Maryjną (…) Uważam teraz za zbędne wszystko, co zostało napisane w ostatnich dziesięcioleciach o kobietach”.




Pozostawiam Wam do lektury i refleksji kilka pięknych cytatów z wyżej wymienionej książki w moim tłumaczeniu:


„Apokalipsę czasów ostatecznych poprzedza apokalipsa poszczególnych epok i kręgów kulturowych. Odnosi się to do teraźniejszości: apostazja religijna naszych czasów, niespotykana dotychczas w swoich wymiarach, odzwierciedla się wyraźnie w empirycznym prezentowaniu kobiecości. Podobnie jak symbolika welonu, jego zrzucenie jest głęboko symboliczne. Wszystkie główne kobiece stany ukazują kobietę zakrytą welonem; panna młoda, wdowa i zakonnica noszą ten sam symbol. Zewnętrzny gest nigdy nie jest pozbawiony istoty; rezygnacja z symbolu jest również niezwykle symboliczna. Z tego punktu widzenia pewne mody stają się potwornymi zdrajcami, a nawet demaskują kobiety w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Obnażenie kobiety oznacza zawsze zniszczenie jej tajemnicy.


Bez wątpienia kobieta, która oddaje się sferze zmysłowej, czyli najbardziej żałosnemu ze wszystkich kultów, kultowi własnego ciała, ku niesłychanej niedoli swych bliźnich, staje się zwyrodnieniem, które niszczy bezpowrotnie powiązanie kobiety z jej metafizycznym przeznaczeniem. Nie widzimy tutaj tylko niegroźnego dziecięcego oblicza kobiecej próżności, lecz tutaj wyłania się ta banalna i upiorna twarz, która reprezentuje całkowite przeciwieństwo boskiego obrazu: pozbawiona twarzy maska ​​kobiecości. Ona, a nie twarz bolszewickiego proletariatu oszpecona głodem i nienawiścią, jest prawdziwym wyrazem bezbożności. Nasze rozważania powracają zatem do punktu wyjścia: do głoszenia niesprofanowanego obrazu Bożego w dogmacie Niepokalanej”



„Posłannictwo kobiety wykracza poza jej misję i dotyka tajemnicy świata: zwiastowanie Maryi jest zwiastowaniem, głoszonym  całemu stworzeniu, ale jednocześnie stworzeniu, które jest reprezentowane przez samą Maryję: przywrócenie wiecznego wizerunku kobiety poprzez jej Maryjne posłannictwo, realizuje się w zastępczej roli przedstawicielki stworzenia – Maryja reprezentuje swoje córki, a Jej córki reprezentują Maryję”


„Zetknięcie się z Kościołem zawsze i wszędzie oznacza uczestnictwo w jego uniwersalnym wymiarze. Pod Krzyżem, w miejscu w którym  Maryja stała się duchową matką wszystkich chrześcijan, stoi nie tylko kobieta, która ofiarowała swoje dziecko Bogu, ale także kobieta, która ofiarowała Bogu pragnienie lub nadzieję posiadania potomstwa lub zgodziła się je Bogu ofiarować. Matka nosząca w duszy Chrystusa to matka, która składa ręce dziecka do pierwszej modlitwy; ale to także zakonnica, która z miłością pomaga swoim duchowym córkom na poziomie życia zakonnego. To Monika, wielka Święta matek, która swoją modlitwą po raz drugi dała życie swojemu synowi, przemieniła Augustyna w świętego Augustyna. Ale to także święta dziewica, Katarzyna ze Sieny, „dolcissima mamma” swego duchowego syna, tak…, to także zupełnie samotna kobieta na łożu szpitalnym, która może już tylko modlić się do Chrystusa, którego nosi w swej duszy”



„Apostolat kobiety stanowi tylko część apostolatu osób świeckich, który spoczywa na każdym chrześcijaninie. 


Matka nigdy nie spełnia się w samej sobie, ale w dziecku: również w przypadku Kościoła Najświętszy Sakrament spoczywa na Synu, a nie na Matce. Właśnie na tym polega posłannictwo kobiety w Kościele, które ściśle wiąże się z istotą Kościoła, właśnie przez to przedstawia się cześć tejże istoty: Kościół przedstawiony jako Matka stanowi element współdziałający, bo tym, który w nim działa jest Jezus Chrystus. 


Właśnie w tym upatrujemy przyczyny, dlaczego Kościół nie może powierzyć kapłaństwa kobiecie, ten sam powód, przez który św. Paweł nakazał kobietom zasłaniać głowy podczas Mszy Świętej. Kościół nie może powierzyć kapłaństwa kobiecie, bo to zniszczyłoby właściwe znaczenie kobiety w Kościele. Zniszczona zostałaby ta część kobiecej tożsamości, która została w sposób symboliczny kobiecie powierzona. Żądanie św. Pawła nie dotyczy zwyczaju uwarunkowanego zwyczajami doczesnymi. Ono reprezentuje wymóg tworzenia ponadczasowego Kościoła względem kobiety, która jest ponadczasowa w swoim znaczeniu religijnym.


(…)


Apostolat kobiety w Kościele w pierwszej linii to Apostolat milczenia w centralnym obszarze tego, co jest prawdziwym Sakrum. Przy czym religijny charakter kobiety jest w Kościele silniej podkreślany. Apostolat milczenia oznacza, że kobieta przede wszystkim powołana jest do reprezentowania ukrytego życia Chrystusa w Kościele. Niosąc to posłannictwo w Kościele kobieta staje się Córką Maryi. W ten sposób uwydatnia się macierzyński Apostolat kobiety w swej największej głębi”


„Nie mężczyzna, lecz kobieta winna jest ratować zagrożony kobiecy wizerunek; musi ratować go w jego potrójnym wymiarze, tak jak zakłada to odwieczny porządek, pełnia mężczyzny i kobiety odpowiada pełni kobiecości. Druga połowa bytu obejmuje nie tylko, jak tego się współcześnie żąda, częściowy wizerunek kobiety jako mater (matki), ale też jako virgo (dziewicy) oraz sponsa (oblubienicy).


Sponsa, która reprezentuje przed męskim obliczem dziewicę i matkę, przestawia jednocześnie w tymże pełne oblicze kobiety. Pełni tego wizerunku odpowiada pełnia jej zadania: Sponsa nie tylko jest towarzyszką życia mężczyzny, ale również towarzyszką jego męskiej duszy. Prawdziwa kobieta nigdy nie zabiega tylko o jakąś część mężczyzny i jego świata, ona pragnie całej jego osoby, chce mieć udział w całej sferze jego życia. Tylko dzięki temu pełnemu uczestnictwu w życiu mężczyzny, kobieta może spełnić Boską wolę: może stać się drugą połową jednego istnienia. O ile kobieta nie decyduje ostatecznie o życiu mężczyzny, o tyle stojąc po jego stronie jej pozycja nabiera najwyższego znaczenia. (…)


Rosnące znaczenie kobiety dla przyszłej epoki (…) nie ma niczego wspólnego z kontynuacją nowoczesnego ruchu emancypacyjnego, który próbuje postawić kobietę na równi z mężczyzną i poprowadzić ją męskimi drogami. To był antyhierarchiczny ruch niwelujący jej kobiecą rolę. W przyszłości większe znaczenie będzie miała nie płeć piękna wyemancypowana, postawiona na równi mężczyźnie, lecz wieczna kobiecość. Przepowiadane większe znaczenie kobiety (…), tak zwane nowe znaczenie kobiety, znacząco różni się od tego historycznego. Rzecz w tym, że odbicie kobiecości ponownie może być widoczne w twórczym obliczu mężczyzny”



„Die ewige Frau” / „Niewiasta wieczna”

Gertrud von Le Fort, 

tłum. fragmentów: Anna Maternowska-Frasunkiewicz 


Gertrud von le Fort tak mnie zafascynowała, że postaram się poświecić więcej miejsca na moim blogu. Jak Wam się podobają przetłumaczone fragmenty jej esejów? Ja się przyznaję, że nieustannie do nich wracam… postaram się niebawem dodać ich więcej i szerzej opowiedzieć o twórczości tej niezwykłej kobiety.