Jadwiga Zamoyska - Służebnica Boża czy współczesna feministka? O poglądach Jadwigi na temat małżeństwa

kwietnia 10, 2024

Jadwiga Zamoyska - Służebnica Boża czy współczesna feministka? O poglądach Jadwigi na temat małżeństwa

 

Jadwiga Zamoyska - Służebnica Boża, czy współczesna feministka? W minionym roku, który był poświęcony Jadwidze Zamoyskiej, postać Generałowej przykuwała uwagę wielu osób i każdy spoglądał na nią przez pryzmat własnych doświadczeń, wyborów, pragnień przedstawienia jej na nowo. Jedni widzieli w niej świętą, inni kobietę skuteczną z feministycznym zacięciem. Można spuszczać zasłonę milczenia na teksty Jadwigi o małżeństwie, można eksponować je w świetle nowoczesnego feminizmu, a religijność Generałowej tłumaczyć kolorytem historycznym minionej epoki - ale to wszystko nie będzie dążeniem od odkrycia prawdziwej Jadwigi, tylko realizacją przedstawienia własnej wizji postaci.

Chciałabym się dziś pochylić nad tym co Jadwiga myślała na temat małżeństwa i dlaczego tak myślała! Bowiem w swoim życiu już jako młoda osóbka kierowała się dążeniem ku doskonałości. 


„Dość, że żaden artysta, żaden malarz sumienniej nie rzeźbił marmuru, jak ja swoją duszę i życie" - pisała Zamoyska o sobie kilkunastoletniej (s. 85). Swoją autobiografią pragnęła wręcz zaświadczyć, że jej byt rzeczywisty wykraczał poza materię, że istnieje „nie dla świata". „Nie dla świata” to iście katolicki postulat, który Jadwiga chciała realizować poprzez swoje „tak” dla Boga. 


Gdy Jadwiga miała 12 lat spowiednik zalecił jej czytanie „Żywotów Świętych” Piotra Skargi. Z nich młoda Jadwiga wyciągnęła naukę, że doskonałość kobieca polega na cnocie czystości. Pragnienie doskonałości stanowiło tedy inny sposób wyrwania ducha z więzów materii. I przez całe życie Zamoyska próbowała doskonałość osiągnąć, dbając, aby każda, najdrobniejsza nawet czynność nadawała jej istnieniu kierunek ku Niebu.


We wszystkich opowiadanych przez Skargę historiach podstawową rolę odgrywa czystość niewiast, również małżonek. Na przykład, błogosławiona Kinga uprosiła swego męża, by przez rok dochowali czystości. Po roku prosiła, aby mąż rok następny darował Przenajświętszej Pannie, trzeci zaś Janowi Chrzcicielowi i przeżyli tak lat czterdzieści w czystości. Święta Jadwiga wyszła za mąż z woli rodziców. Odsuwała swego męża, gdy tylko poczuła się brzemienna, a także we wszelkie święta, wigilie, piątki, cały Wielki Post i adwent. Dochowała się kilkorga dzieci, po czym namówiła męża, aby resztę życia spędzili w powściągliwości. 


Bezkompromisowa Jadwiga uznała, że doskonałość kobiety wymaga, by nie wchodziła ona w związek małżeński. Tylko jako dziewica może ona uniknąć włączenia się w ziemski cykl rodzenia i umierania. Stąd ten wniosek, że małżeństwo jest zaprzeczeniem prawdziwie ludzkich dążeń.


„Dotychczas, tj. od ślubu mojej siostry Izi, od urodzenia siostry mojej Anny, od urodzenia i śmierci pierwszego synka mojej siostry, uważałam zamęście jako plagę życia ludzkiego i jako najdotkliwsze nieszczęście, które kobietę spotkać może. Potem przyszło mi na myśl, że jeżeli czystość doskonała, a więc dziewictwo są dla duszy największym uświęceniem, to zamęście musi być największym upośledzeniem. Ta czystość, tak jak wszystko, skoro raz przystęp do duszy mojej otrzymało, w mgnieniu oka doprowadziło mnie do ostatecznych wyników” pisze Zamoyska w swoich wspomnieniach. 


Uznała, że doskonałość kobiety wymaga, by nie wchodziła ona w związek małżeński. W dużej mierze jest to efekt romantycznej duszy Jadwigi oraz wpływów literatury romantycznej, w której miłość kojarzyła się albo z przymusem, albo z duchowym cierpieniem, której na ratunek kozę przyjść tylko śmierć. W ogóle wizja śmierci Jadwigi jest niezwykle ciekawa, ale zasługuje na osobny post. We wspomnieniach Zamoyskiej często padają słowa zaczerpnięte z literatury z epoki romantyzmu. 


Dojrzała Zamoyska uważała, że kobieta może wyjść za mąż i będzie wtedy musiała wypełniać obowiązki niewieściej płci, ale może też za mąż też nie wychodzić. Pisała, że myliła się zamężna siostra Zamoyskiej, przekonana, iż „tak jak w pewnym wieku zęby kiełkują, tak w danym wieku, źle czy dobrze, ale trzeba za mąż pójść!". Życie człowieka nie jest zdaniem Jadwigi realizacją biologicznych konieczności, lecz sprawą pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Jest kwestią indywidualnego sumienia, a nie postępowaniem za ludzkimi zwyczajami, bo „najprzód o własnym zbawieniu pamiętać trzeba, a (...) i drudzy na tym najlepiej wychodzą" - twierdziła.


Zatem zbawienie, czystość, odrzucanie wszystkiego co światowe przyświecało Jadwidze i wpływało na jej poglądy na temat małżeństwa, które w czasach Jadwigi były często aranżowane. Poszukując czegoś więcej, niż Generałowa pisała o małżeństwie w swoich Wspomnieniach, trafiłam na jej List do Anny z 6 maja 1886 roku, który w pełni pokazuje nam, jak się Generałowa już jako dojrzała kobieta odnosiła do małżeństwa:


„czemu Ty jesteś taka niespokojna i przygnębiona? Nie masz na to powodu, powiedz sobie, że nie masz żadnego obowiązku zamąż iść, bo niech Ci kto co chce o tem mówi, tak jest w istocie, że obowiązku niema: według własnych słów Pana Jezusa małżeństwo jest raczej dozwolone, niż nakazane, św. Paweł wyraźnie mówi, że ten co córkę za mąż wydaje dobrze czyni, ale ten co jej nie wydaje czyni lepiej. Ale owo dobrze i owo lepiej jest zależne od usposobienia każdego; i tak niektórzy nie idąc zamąż, narażają się na rozmaite grzechy i niebezpieczeństwa, w takim razie bezpieczniej zamąż iść, inni zaś, nie mając powołania do zamęścia, na codzienne grzechy się narażają, zamąż idąc, w takim razie po co się na to narażać? Wejdź w głąb duszy Twojej i obacz, po której stronie dla Ciebie nie mówię większe bezpieczeństwo, ale większe niebezpieczeństwo.


Małżeństwo jest związkiem duchowym, ale jest także, jak się francuski katechizm wyraża, l'oeuvre de la chair, a zatem nie tylko serca się radzić trzeba, ale i fizyczne usposobienie wziąć trzeba w rachubę; są usposobienia, dla których małżeństwo od pierwszego do ostatniego dnia jest zmorą, są zaś takie, które się obejść bez niego nie mogą. Trzeba to wziąć na szalę. Małżeństwo jest dla kobiety od pierwszego do ostatniego dnia nieprzerwanem pasmem cierpienia fizycznego i moralnego, oczem się łatwo przekonasz, bacząc, ile rodzice najlepsi nawet z powodu dzieci swoich cierpieć muszą, chociaż o tem wiedzieć trudno, bo nieboracy kryją się z cierpieniem. Otóż na zniesienie tych cierpień trzeba istotnego powołania. Zdaje mi się, że główną cechą powołania jest pragnienie tej rzeczy i upodobanie jej. Jeżeli to masz,„All is right", jeżeli, a przynajmniej tak długo jak tego nie masz, nie wystawiaj sobie, że masz jakiś obowiązek doznawania tego, czego nie doznajesz.


Nie bałamuć się tą myślą, że idąc zamąż, masz większe pole do dobrych uczynków, to jest czystem złudzeniem, kobieta idąc zamąż, mówi św. Paweł, musi o tem pamiętać, ażeby się mężowi podobała, cała więc jej działalność od niego zależy i jest z konieczności bardzo ograniczoną; ta, która zamąż nie idzie, ma się starać, by się podobała Bogu; tu jest pole bez granic, szczególnie dla osoby mającej swój majątek i zupełną wolność. Takbym chciała, abyś mogła rozstrzygać ze zupełną swobodą ducha, nie dając na siebie wpływać niczyjem gadaniem, ale jedynie poprostu słuchać tego, co Bóg mówi wewnątrz duszy.”


W innym miejscu Jadwiga mówi: „My, kobiety, powinnyśmy do głębi przejąć się tym przekonaniem, że apostolstwo kobiet polega nie na słowach, ani na tym, czego słowami uczą, ale raczej na tym, czym są i jakimi są; nie na tym, co mówią, ale raczej na tym, co zamilczeć potrafią - nie na głośnej działalności, ale na cichym spełnianiu obowiązków"


Zatem niezależnie od rozeznanego powołania i wybranej drogi, przed kobietą stają obowiązki, których wypełnienie stanowi cichy sens jej egzystencji, a w to wszystko niewątpliwie wplecione jest cierpienie, którego człowiek nie uniknie, może je jedynie pokochać. 


Szalenie inspirująca i ciekawa jest dla mnie postać Generałowej, przyglądam się jej z uwagą i bardzo mi zależy na tym, bym jej postać nie została przedstawiona w krzywym zwierciadle na korzyść konkretnych czasów, nurtów społecznych, czy też wypaczeń, z szacunku do Jadwigi Zamoyskiej, jej miłości do Boga, jej sposobu myślenia i niesamowitej spuścizny pedagogicznej, którą po sobie zostawiła. 


Bibliografia: 

1. Jadwiga Zamoyska, „Wspomnienia”

2. Dorota Siwicka „Hańba i ohyda. O autobiografii Jadwigi z Działyńskich”

3. Jadwiga Zamoyska „Listy Jadwigi Zamoyskiej z lat 1883-1918” 

Św. Jan Maria Vianney o odkładaniu pokuty

kwietnia 07, 2024

Św. Jan Maria Vianney o odkładaniu pokuty

 

Kazan św. Proboszcza z Ars nie jestem godna recenzować, mogę jedynie Was całym sercem zachęcać do lektury! Dodam, że to wspaniały prezent dla kapłana, a także na okoliczność przyjęcia Sakramentu Bierzmowania. 


Pozostawiam Wam jedno kazanie św. Jana Marii Vianneya:


„O odkładaniu pokuty


„Ja idę i będziecie mnie szukać, i w grzechu waszym pomrzecie" (J 8, 21).


Zaprawdę, bracia, wielka to nędza i upokorzenie, że się w grzechu pierworodnym poczynamy, że przychodzimy na świat jako dzieci przekleństwa! Daleko jednak większą jest hańbą żyć w grzechu, a już szczytem nieszczęścia w nim umrzeć. Grzechu pierworodnego nie możemy uniknąć, uczynkowych jednak możemy się ustrzec i powstać z nich przy pomocy łaski Bożej. Dlaczego trwamy w grzechu, który naraża nas na wieczne nieszczęście? Każdy z nas powinien lękać się groźby Jezusa Chrystusa, że grzesznik będzie Go kiedyś szukał, lecz już nie znajdzie Boga i umrze w swoim grzechu. Dobrze, powiada Duch Święty, że występni błąkają się, że ich serca i umysły są ślepe, że sami siebie gubią (Mdr 5, 6). Odkładają nawrócenie na później, pomimo grzechów spodziewają się szczęśliwej śmierci.


Byście lepiej mogli poznać zaślepienie grzesznika, wykażę wam, że tym trudniej nawraca się człowiek, im dłużej trwa w złych nałogach, że im dłużej gardzimy łaską Bożą, tym więcej Bóg się od nas oddala i wskutek tego stajemy się coraz słabszymi, duch piekielny trzyma nas coraz mocniej w swej niewoli.


I ja mam mówić o nieszczęśliwej śmierci chrześcijanina, który doznał, jak słodką jest rzeczą miłować Boga, jak wielkie dobra przygotował Jezus Chrystus tym, którzy lękają się grzechu? W ten sposób można mówić do pogan, którzy nie znają Boga i nie wiedzą nic o zapłacie, którą przygotował dla swoich ukochanych dzieci. Jak zaślepiony jest człowiek, który traci tak wielkie dobra i na siebie sprowadza straszne nieszczęścia! A przecież widzimy ludzi, którzy źle żyją, gardzą łaskami Bożymi nie zważają na wyrzuty sumienia i nie chcą naśladować pięknych przykładów. Zdaje się im, że Bóg przygarnie ich do siebie W każdej chwili, kiedy do Niego wrócą. Nie wiedzą o tym, że tymczasem diabeł gotuje im miejsce w piekle.


Pismo Święte W wielu miejscach przypomina nam, byśmy czym predzej powstali z grzechów. Do tego odnosi się wiele gróźb, porównań, figur, przypowieści i przykładów.


U św. Jana Ewangelisty czytamy: „Chodźcie, póki światłość macie, żeby was ciemności nie ogarnęły. Kto w ciemności chodzi, nie wie, kędy idzie" (J 12, 35). A w innym miejscu upomina nas Chrystus: „Patrzcie, czuwajcie, a módlcie się, bo nie wiecie, kiedy czas będzie” (Mk 13, 33). Módlcie się ustawicznie, by sobie wysłużyć pomoc do walki z potężnymi i przebiegłymi wrogami.


Przypomina nam Jezus Chrystus, że śmierć przyjdzie jak złodziej. Gdyby gospodarz wiedział, kiedy opryszek napadnie na jego dom, czuwałby i stawiłby opór: „Przeto i wy bądźcie gotowi, bo której godziny Syn człowieczy przyjdzie, nie wiecie" (Mt 24, 44). Przyjście swoje na sąd porównuje Chrystus do błyskawicy: „Albowiem jak błyskawica wychodzi od wschodu słońca i ukazuje się aż na zachodzie, tak będzie i przyjście Syna człowieczego" (Mt 24, 27). Dziś człowiek pełen życia i zdrowia, jego głowa zajęta tysiącznymi projektami, a jutro płaczą ludzie nad jego zgonem. Nie wiedział, dlaczego żył, jaki był jego cel ostateczny, umarł w zaślepieniu. Jakie było życie, taka i jego śmierć.


Pewien chory skąpiec kazał sobie przynieść skrzynkę złota, które było jego bogiem, chciał je liczyć, ale nie miał już na tyle sił, położył na nim tylko swą rękę i tak umarł. Innemu skąpcowi pokazał spowiednik wizerunek Ukrzyżowanego i namawiał go do skruchy. Na te słowa odpowiedział ów grzesznik: „Gdyby ten Chrystus był ze złota, opłaciłoby się. Z tego widzimy, że za życiem złym następuje zazwyczaj nieszczęśliwa śmierć. Przypowieść o mądrych i głupich pannach zawiera tę samą przestrogę. Mądre, które weszły na gody, wyobrażają dobrych chrześcijan, gotowych zawsze na głos Boży. Głupie są „figurą złych, którzy na później odkładają swe nawrócenie, którzy nie spełniają dobrych uczynków. Wtem puka śmierć. Jezus Chrystus wzywa ich przed sąd, by zdali rachunek ze swego życia. Pragnęliby w tej groźnej chwili uporządkować swe sumienie, nie mają jednak czasu ani siły, a może i łaski Bożej do podźwignięcia się. Błagają Boga o litość, On zaś odpowiada, że ich nie zna, zamyka przed nimi bramę, czyli wtrąca do piekła. Oto los wielkiej liczby grzeszników, którzy żyją spokojnie w swoich nieprawościach. Może i ty, bracie, do nich należysz? Upominałbym cię słowami: Przyjacielu mój, dlaczego chcesz zgubić swą duszę? Co ci złego uczyniła, że ją chcesz na wieki unieszczęśliwić? Ach, jak ślepy i niemądry jest człowiek! Sprzedaje swe skarby na wzór Ezawa za misę soczewicy, za chwilową rozkosz, za mściwą myśl, zemstę, spojrzenie lub dotknięcie nieskromne, za szczyptę ziemi lub kieliszek wódki. Piękna duszo, jak mało cenią cię ludzie! Grzesznicy żyją jakiś czas spokojnie, przynajmniej tak się na pozór wydaje, myślą o rozkoszach i bogactwach świata, dopiero po niejakim czasie, jak Ezaw, poczynają płakać i zaklinać Boga, by oddał im utracone niebo. Na to Pan odpowiada, że za późno, bo kto inny wziął ich błogosławieństwo (Rdz 24, 34).


Zatwardziały grzesznik podobny jest do nieszczęśliwego Sizary, które mu zdradliwa Jahel podała trochę mleka, a kiedy usnął, wbiła mu gwóźdź w głowę, tak iż zaraz skonał, nie mając czasu na opłakiwanie swego zaślepienia, że zaufał zdradliwej niewieście (Sdz 4).


Jak bezbożny Antioch nie znalazł przebaczenia, tak go nie będzie również dla zatwardziałego grzesznika. Zawiedzie się ciężko, kto zuchwale grzeszy, myśląc, że się nawróci w godzinie śmierci.


Ty, bracie i siostro, także często nadużywasz łask Bożych. W chorobie czyniłeś postanowienia, że się zmienisz, gdy ci Bóg przywróci zdrowie. Wyzdrowiałeś, ale się nie poprawiłeś. Owszem, gorzej postępujesz niż dawniej. Opuszczasz nawet spowiedź wielkanocną. Pamiętaj, że nadejdzie druga choroba i umrzesz bez pokuty i pójdziesz do piekła.


Im dłużej kto zwleka, tym trudniejsza jego poprawa. Sami wiecie, że dawniej robiła na was wrażenie myśl o Sądzie Ostatecznym i piekle, że nawet płakaliście. Obecnie zaś te straszne prawdy nie przerażają was, serce wasze nieczułe, widocznie Bóg was powoli opuszcza. Gdy przebierze się miara grzechów, kara Boża nastąpi nieodwołalnie.


Powiecie może, że wielu nawróciło się dopiero w godzinie śmierci. Prawda, że łotr po prawicy nawrócił się dopiero w ostatniej chwili. Lecz on nie znał przedtem Jezusa Chrystusa, a skoro Go poznał, zaraz weń uwierzył. Powiecie jeszcze, że wielu ludzi długo leżało w grzechu, a przecież się nawrócili.


Bądź ostrożny, przyjacielu, byś się nie oszukał, wielu rzeczywiście żałowało, lecz nie wszyscy sie nawrócili. Za dowód nich posłuży Saul, który pomimo żalu poszedł na potępienie (1 Krl 15, 24. 30). Judasz żałował, oddał pieniądze i powiesił się ( M t 27,3). Powiadam wam, że jeżeli nie porzucicie grzechu, łatwo w nim umrzecie i pójdziecie na potępienie. Trwając w nałogach długi czas, nie zdołacie powstać o własnych siłach, do tego potrzeba szczególniejszej pomocy Bożej, na którą wcale sobie nie zasługujecie, bo gardzicie łaskami dobrotliwego Stwórcy. Przypatrzmy się grzesznikowi na łożu śmierci. Zbliża się koniec, trzeba odbyć spowiedź, trzeba otworzyć tajniki swego serca, w którym są takie okropne przepaści, trzeba wejść do jego głębin, choć to serce podobne do krzaka najeżonego okropnym cierniem, tak iż nie wiadomo, gdzie rozpocząć i skończyć. Tymczasem świadomość i świeżość umysłu szybko znika, należałoby się poprawić i pojednać z Bogiem. Chory robi przyrzeczenia, obiecuje Bogu poprawę, jak to czynił w dawniejszej chorobie. Zdaje mu się, że i teraz oszuka Boga. Spowiednik pragnie obudzić w nim szczery żal, ale widzi, że umierający posiada mało przytomności. Zaprawdę, mógłby się jeszcze pojednać z Bogiem, jednak trudno mu to przychodzi, bo sprawiedliwy Bóg opuszcza go, karząc za zmarnowane łaski. Jak często stają w godzinie śmierci zatwardziali grzesznicy przed Bogiem bez żalu i poprawy! Tak kończy ów nałogowiec, który gardził wszystkim i ze wszystkiego sobie szydził, mówiąc, że ze śmiercią wszystko się dlań skończy. Tak kończy również ów swawolny młodzieniec, który jeszcze przed piętnastoma dniami śpiewał po szynkach bezwstydne piosenki, bawił się i tańczył. Tak także kończy owa młoda lekkomyślnica, która oddawała się wszelakiej próżności, wynosiła się ponad innych i tak żyła, jak gdyby nigdy nie miała umierać. Niestety, śmierć zbliża się, a z nią ciężka odpowiedzialność za zmarnowane życie. Oto już oczy gasną, śmierć puka do bramy, obecni są w zamieszaniu i z płaczem spoglądają na chorego czy chorą. Gdy otworzy gasnący wzrok, widać w nim przestrach, co również bojaźnią napełnia otoczenie. Czasami obecni nie chcą na to patrzeć, opuszczają łoże konającego, który tak umiera, jak żył.


Chodźcie, przypatrzcie się temu widokowi wy wszyscy, którzy od tylu lat odkładacie na później swe nawrócenie. Czy widzicie te zimne i drżące wargi, które niejako zwiastują, że umrzeć trzeba i iść na potępienie?


Porzuć na chwilę, pijaku, karczmę i przypatrz się tym bladym policzkom i włosom skropionym śmiertelnym potem. Czy widzisz, jak wstają włosy na głowie konającego? Widocznie trwoży się i lęka. Dla niego wszystko się skończyło, zbliża się śmierć i potępienie. Chodź i ty, córko i siostro, po- rzuć na krótki moment ową muzykę i tańce, przypatrz się, co kiedyś także z tobą będzie się dziać. Czy widzisz, jak zły duch namawia do rozpaczy konającego? Czy widzisz te okropne konwulsje? Wszystko stracone. Du- sza musi opuścić ciało. A dokąd pójdzie? Niestety, jej mieszkaniem będzie piekło.


Może jeszcze cztery minuty pozostaje życia. Obecni wraz z kapłanem padają na kolana i modlą się do Boga, by zlitował się nad tą biedną duszą. Ksiądz odmawia modlitwy za konających i w imieniu Kościoła przemawia: „Duszo chrześcijańska, wychodź z tego świata!”. Dokąd pójdzie, kiedy myślała tylko o świecie i tak żyła, jak gdyby nigdy nie miała pożegnać ziemi? Ksiądz życzy jej nieba, którego ona nie znała, o którym nawet nie pomyślała. Raczej należałoby odezwać się do niej: „Wychodź z tego świata, duszo grzeszna, idź do ognia, na który pracowałaś przez całe życie. „Duszo chrześcijańska, mówi dalej kapłan, weź w posiadanie niebieską Jerozolimę. Jak to, ona ma iść do wspaniałego grodu niebieskiego okryta tyloma grzechami, wszak całe jej życie było łańcuchem nieczystości? To ona ma mieszkać z aniołami i Jezusem Chrystusem, który jest samą czystością? Dla niej najodpowiedniejsze miejsce jest w piekle! „Boże, mówi jeszcze kapłan, Stwórco wszechrzeczy, pamiętaj, że ta dusza jest dziełem rąk Twoich". Czy może przyjąć Bóg ową duszę, która jest zbiorem wszelkich grzechów i moralnej zgnilizny? Lepiej byłoby zwrócić się do duchów ciemności, by ją zabrały, bo służyła im za życia. „Boże, powie może jeszcze kapłan, przyjmij tę duszę, która Cię miłuje jako swego Stwórcę i Zbawiciela. A gdzie dowody jej miłości ku Bogu? Czy modliła się pobożnie? Czy godnie się spowiadała i przyjmowała Komunię Świętą? Przecież nawet w czasie wielkanocnym nie przystępowała do sakramentów świętych!


Niech umilknie ksiądz, bo zły duch upomina się o nią, do niego bowiem od dawna należy. Czart jej dostarczał pieniędzy i środków do zemsty i nasuwał okazje do zaspokojenia niegodziwych pragnień. Po co jej mówić o niebie, którego nie chciała? Wolała bowiem pogrążyć się w przepaściach, niż stanąć przed obliczem Najświętszego Boga.


Umierającego ogarnia rozpacz i zwątpienie, bo widzi swą haniebną przeszłość, groźną teraźniejszość i przyszłość. Widzi, że zmarnował świę te natchnienia, i popada w nieopisaną trwogę. Trudno teraz mówić już o spowiedzi. Dlatego ksiądz pokazuje umierającemu wizerunek Ukrzyżowanego i nakłania go do żalu i ufności. „Przyjacielu mój, oto Bóg, który umarł dla twego odkupienia, miej ufność w Jego nieskończonym miłosierdziu. Podobna zachęta powiększa tylko rozpacz grzesznika. Prawie niepodobna, aby ta lekkomyślna niewiasta miała teraz ufność w Chrystusie z cierniową koroną na głowie. Wszak ona całe życie stroiła się dla przypodobania się światu. Jak będzie wyglądał Chrystus ogołocony z szat w rękach skąpca! O Boże, jaka ogarnia go trwoga na ten widok! Bóg okryty ranami ma się znajdować w rękach lubieżnika!... Bóg umierający za swych nieprzyjaciół w rękach mściwego! Nic nie pomoże zatwardziałemu grzesznikowi, choćbyśmy mu podali Chrystusa przybitego gwoździami do krzyża! Dla niego wszystko się skończyło, jego potępienie już rychło nastąpi. Ach! Trzeba umierać i ginąć na wieki pomimo tylu środków zbawienia! Boże mój, jaka rozpacz pożerać będzie na wieki chrześcijanina w piekle!


Umierający chciałby się jeszcze pożegnać z otaczającymi i z wysiłkiem wymawia te słowa: Żegnam cię, ojcze i matko, na zawsze! Żegnam was dzieci!... Ale już go nikt nie słyszy, otoczenie wyszło, sądząc, że już wyzionął ducha. Biada mi, zdaje się jeszcze mówić, jestem potępiony... O, bądźcie mądrzejszymi ode mnie! Nim wpadnie do piekła, podnosi oczy ku niebu, które traci na zawsze! Żegnam cię, piękne niebo, wspaniała siedzibo wybranych, którą utraciłem dla drobnostki! Żegnam was, piękni aniołowie, i ciebie, mój Aniele Stróżu, który byłeś z woli Bożej nieodstępnym moim towarzyszem. Na darmo jednak pracowałeś nade mną, jestem stracony! Żegnam Cię, święta Dziewico, Matko najłaskawsza! Gdybym wzywał Twej pomocy, znalazłbym niezawodnie przebaczenie. Żegnam Cię, Jezusie Chrystusie, Synu Boży, który tyle wycierpiałeś dla mego zbawienia. Na wieki zginąłem z własnej winy! Na co mi się zdała ta piękna religia i te przykazania, które mogłem zachować? Żegnam cię, pasterzu duchowy! Gardziłem tobą i twą gorliwością, sprawiłem ci wiele smutku, nie chcąc cię słuchać. Oby przynajmniej żyjący na świecie mogli uniknąć tego nieszczęścia. Dla mnie wszystko stracone! Stracony Bóg, stracone niebo, stracone szczęście!... Czeka mnie wieczny płacz i narzekanie! Zniknęła już dla mnie wszelka nadzieja! O Boże, jak straszną jest Twa sprawiedliwość, bo skazujesz mnie na wieczne łzy i jęki dlatego, że odkładałem pokutę, że nie chciałem się nawrócić, że do końca żyłem w grzechach. Sądziłem, że przed śmiercią będę miał czas pojednać się z Tobą. Doznałem okropnego zawodu!


Pewnego razu przyszedł św. Hieronim na wezwanie do umierającego, a widząc jego trwogę, zapytał o jej powód. Na to usłyszał następującą odpowiedź: „Ojcze mój, jestem potępiony". Wypowiedziawszy te słowa, zaraz skonał. Zaiste straszny los czeka grzesznika, który nawrócenie odkłada na godzinę śmierci! Ilu ludzi porwał diabeł do piekła, którzy ufali sobie, że się nawrócą! Co na to powiecie wy wszyscy, którzy się nie modlicie, nie spowiadacie i nie myślicie o poprawie? Czy zechcecie nadal pozostawać w tym groźnym stanie, z którego lada chwila możecie wpaść do przepaści wiecznych? Boże, daj nam żywą wiarę, oświeć nasz umysł, byśmy poznali, jak strasznym nieszczęściem jest potępienie, byśmy odtąd jak najstaranniej unikali grzechu. Amen”

Gertrud von le Fort „Papież z getta”

kwietnia 02, 2024

Gertrud von le Fort „Papież z getta”

 

Gertrud von le Fort napisała w powieść w której umiera Papież… jego śmierć jest niezwykle symboliczna, piękna. Po śmierci namiestnika Piotrowego wybranych zostaje… dwóch Papieży! Jeden z Papieży jest … Antychrystem. Jest to pochodzący z rodziny żydowskich bankierów kardynał Pietro Petri Leoni. Przyjmuje on imię Anakleta II. Po wyborze dwóch Papieży następuje schizma… Powieść „Papież z getta” jest powieścią sensacyjną, nawiązuje do wydarzeń z roku 1130, traktuje o postaciach autentycznych i przypomina nam kilka prostych prawd: nie ma życia bez Krzyża. Każdy, kto chce „znieść Krzyż”, nawet jeśli ma dobre intencje i chce zlikwidować cierpienie niewinnych jest Antychrystem.  Dlaczego? Gertrud wyjaśnia: „Świat jednak zbawiony będzie nie przez tych, którzy walczą w obronie niewinnych (aczkolwiek powinniśmy walczyć o niewinnych), ale przez gorzkie męki niewinnych”. Niesamowity jest fragment, który mówi o tym, że przyszły antypapież chce, żeby nie cierpiał już żaden niewinny człowiek - brzmi to dość rozsądnie, prawda? Wówczas słyszy on pytanie, co zrobi zatem z tym Niewinnym na Krzyżu? Odpowiedź nie pada…, za to Krucyfiks spada ze ściany… 


Po prostu człowiek po grzechu pierworodnym nie jest w stanie zbudować świata całkowicie sprawiedliwego, całkowicie pozbawionego cierpienia, bólu, krzywdy. To właśnie pod hasłami równości, sprawiedliwości i braterstwa dokonywały się na świcie największe zbrodnie. 


Pod pozorem budowania lepszego świata, odbiera się ludziom wolność wyboru, pozwala na aborcje i eutanazje pod hasłem praw człowieka, promuje in vitro - żeby nie cierpieli ludzie, którzy nie mogą mieć dzieci, wspiera zmiany płci, powodując trwałe okaleczenie fizyczne zagubionych nastolatków. To wszystko w imię walki z cierpieniem! Usunięcie cierpienia, w każdej możliwej formie, staje się usprawiedliwieniem dla naruszania wszelkich praw i norm moralnych. Współczesny świat realizuje program antychrystowy, który polega na odrzuceniu Krzyża, na walce z każdym przejawem cierpienia, co prowadzi do powstania jeszcze większego cierpienia. Przykładami takiej walki jest dziś marksizm kulturowy, całkowicie antychrystusowy i tym samym antyludzki. 


Poniżej zostawię Wam kilka fragmentów książki, które są niezwykle poruszające: 


„- Synu mój, sprawiedliwość jest tylko w piekle, w niebie jest łaska a na ziemi krzyż. Kościół jest po to, aby błogosławił tych, którzy niosą krzyż. I przeło błogosławimy ciebie i twoich, Petrusie Pier Leonis; i wy niesiecie krzyż Jezusa Chrystusa.


Wtem zdało się, że ciało młodego Petrusa dziwnie się skręciło, jakby niezmierna boleść przeszyła je na wylot.


Wykrztusił prawie ze wstrętem: Krzyż Chrystusa naszą nagrodą?


I ujrzałem, że papież blednie, jakby przed oczyma jego duszy otwarła się przepaść.


Potem obie ręce wyciągnąwszy w stronę klęczącego, twarzą równocześnie pełną bezmiernej litości: Mój synu, jeżeli chodzi o twoją duszę, to chciałbym krzyż zmienić, abyś go mógł pokochać: bo wiedz, purpura Kościoła, której pragniesz, jest purpurą Chrystusa przed Ponckim Piłatem. Na tobie będzie ciążył obowiązek, aby ją nieść.


Po tych słowach młody Petrus wyszedł zmieszany, a ja padłszy na kolana przed naszym ojcem świętym, zawołałem w głos: - Ojcze święty, teraz widzę, że Kościół Chrystusowy nie jest z tego świata, bo oło żeglujemy pośród samych pogan i żydów, tak że nikt nie jest w słanie zrozumieć naszych myśli.


Ojciec święty: Tak, mój bracie, Chrystus umarł za jednych i drugich”


—————


„A tymczasem rzeczywiście nadeszła ostatnia godzina ojca świętego Honoriusza. Klęczeliśmy znów wokół niego skupieni, jak w kościółku Sancta Maria in Dominica. Tylko brat nasz Heimericus wyprostowany stał na uboczu, z otwartego balkonu mierząc oczyma tłumy.


Nagle przystąpił do swego umierającego pana ze słowami: Ojcze święty, tłum pragnie twego błogosławieństwa.


Nasz umierający pan (ciało jego wzdrygało się przy każdym głośniejszym okrzyku tłumów, ale duch jego był już daleko) tchnąwszy zaledwie: nieście ludowi moje błogosławieństwo.


Na to nasz brat Heimericus po chwili milczenia, jakby sam z trudem zbierał siły: Ojcze święty, musicie sami udzielić błogosławieństwa.


Na to my wszyscy gwałtownie unieśliśmy twarze przeciw niemu, a przeor klasztoru, który modlił się tuż przy naszym umierającym panu, pochylił się głębiej nad nim, tak że rękaw jego habitu jak opiekuńcze skrzydło spoczął na głowie papieża.


A tymczasem brat Heimericus po raz włóry (zdało się jednak, że głos jego złamał się jak sztaba żelazna): Ojcze święty, musicie sami udzielić błogosławieństwa.


Zdawało się jednak, że go chory wcale nie zrozumiał.


Gasnącym głosem, już nie papież Honoriusz, ale umierający człowiek w najgłębszej niedoli: Módlcie się ze mną, podajcie mi krzyż.


Na to kanclerz zbielałym, nieubłaganym głosem: Ojcze święty, to, czego się od was żąda, to jest właśnie krzyż.


Wówczas niektórzy z nas poczęli głośno szemrać. Ostatnie chwile choćby i samego papieża należą się Bogu i duszy.


Nagle uniósł nasz ojciec umierający ramiona swe do naszego brata Heimericusa ruchem serce rozdzierającym (opadły później bezsilnie): Unieście mnie!


Wszystkim nam łzy gorące puściły się z oczu.


Potem zawołał nasz brat Heimericus (on jeden mógł jeszcze dobyć z siebie głosu), aby podano jakie okrycie. Przyniesiono je, ale nikt nie miał odwagi dotykać konającego w czasie jego ostatnich zapasów ze śmiercią.


Wziął go przeło nasz brat Heimericus w ramiona i wyniósł na balkon; nam jednak się wydawało, jakby wyniósł umęczone ciało naszego Kościoła. I tak wisiał nasz umierający ojciec na ramionach swego kanclerza, zaprawdę jakby na drzewie krzyża.


Kiedy hałasujący tłum ujrzał tego, którego już był sądził umarłym (dwóch kleryków trzymało pochodnie z dwóch stron loggii), zaległa grobowa cisza; wszystko upadło na kolana.


A w tej chwili papież Honoriusz wydał ostatnie tchnienie. I teraz tak nam się zdawało wisiał nasz wielki brat Heimericus równocześnie na krzyżu swego umarłego pana”


Gertrud von le Fort „Papież z getta” W tłumaczeniu Jana Sztaudyngera, Wyd. Księgarnia św. Wojciecha