„Missa est. Msza święta panów Pasków” nadal się odprawia! [recenzja]

lutego 18, 2024

„Missa est. Msza święta panów Pasków” nadal się odprawia! [recenzja]





Czytając „Missa est. Msza Święta Panów Pasków” Jacka Kowalskiego miałam wrażenie pochłaniania narracji niby o przeszłości a jednak niezwykle ważnej w teraźniejszości.  Gdy myślę o tej lekturze, wracają do mnie słowa Romana Brandstaettera, który rzeczywistość nazywa ławicą czasu, w wręcz chwiejnym punktem obserwacyjnym zawieszonym między dwiema niewiadomymi: przeszłością i przyszłością. „To co minęło, jest tak samo płynne i zmienne jak to, co przyjdzie Rozbitkowie, leżący na brzegu uciekającego czasu, są zarazem jego owocem i ofiarą. Jak możemy zatem przywołać do życia przeszłość w jej właściwych proporcjach, skoro na równi z przyszłością nie posiada utrwalonego raz na zawsze oblicza?” Oblicze przeszłości zostało przepięknie namalowane słowem i obrazem w dziele Jacka Kowalskiego i skłania nas nieustannie do refleksji nad naszym osobistym stosunkiem do polskiej kultury, do świętości i do samego Boga, uświadamia, że liturgia łączy nas z przeszłością – z Męką Chrystusa, która uobecnia Jego ofiarę i łączy nas z pokoleniami, które w niej uczestniczyły. 





Trafiamy zatem na Mszę Świętą panów Pasków, czyli tę, w której od wieków uczestniczyli Sarmaci w świątyniach, w których dziś zbierają się polscy katolicy na nowej Mszy. Nie jest to lektura dla liturgistów, lecz gawęda, która pozwala wniknąć czytelnikowi z ciekawością w głąb liturgicznej materii. Książka ma wartość wielowymiarową, z jednej strony to cenne źródło wiedzy historycznej, z drugiej ta historia dzieje się również dziś, ta Msza Święta nadal po staremu się odprawia (tylko nie wszedzie) i nadal możemy jej słuchać w dawnym rycie rzymskim, tak jak nasi przodkowie. 






W książce przeczytacie o świątyniach: o tym jak traktowano budowlę Kościoła (przestrzeń sprawowania liturgii i symbolika) i o chwaleniu Boga podczas Mszy Świętej: od momentu kiedy ksiądz wchodzi do zakrystii, przebiera się w odpowiednie szaty, następnie wychodzi otoczony ministrantami i zastaje na ołtarzu – albo niesie ku niemu przybory potrzebne do sprawowania Mszy świętej; następnie modlitwy, czytania, poprzez kazanie, do Kanonu… 




Czytelnika zatrzymują szczególnie dwa momenty: jeden, w którym jest mowa o tym jak Kościół objawia się w literaturze – konkretnie w jednym ze staropolskich tekstów literackich, w którym mamy wizję niebiańskiej świątyni. Z drugiej strony mamy krótki dyskurs, czy rzeczywiście szlachta polska wyciągała szable podczas czytania Ewangelii - jesteście ciekawi? Zdradzę Wam tylko, że w pamiętnikach i najróżniejszych pismach pozaliturgicznych często wspominano o tym, że dawni Polacy niegdyś wyciągali szable – a wcześniej miecze – na czytanie Ewangelii. Ale czy było tak w rzeczywistości? 


Dzisiaj uczestnictwo w Mszy świętej kojarzy się niewątpliwie z aktywnością wiernych. Nawet w języku się to uwidacznia: dziś mówimy, że uczestniczymy w Mszy Świętej, kiedyś Mszy Świętej się słuchało. Czy tego rodzaju aktywność rzeczywiście konieczna jest do prawdziwego przeżywania liturgii? W XX wieku postawiono właśnie taką tezę i traktuje się ją jako słuszną. Jednak gdy spojrzymy na miedzioryty w książce, pokazujące kolejne etapy Mszy świętej, autorstwa ojca jezuity Tarasewicza, z lat 80. XVII wieku, dochodzimy do wniosku, że to są właśnie postawy katolika, uczestniczącego we Mszy. Każdy z etapów Mszy świętej służy przecież do rozważania jednego z etapów Męki Pańskiej. I widać na ilustracjach, jak wierni tę liturgię przeżywali, widać to skupienie i kontemplację.


Poza pięknymi rycinami w książce znajdziemy również piękne zdjęcia wnętrz kościołów.

Posłużono się tu zdjęciami Piotra Łysakowskiego, które ukazują wnętrze poznańskiej fary – dawnego kościoła jezuitów. To wybitna budowla, której wznoszenie zapoczątkował jeden z wybitnych polskich architektów, Bartłomiej Nataniel Wąsowski. Fara, to przykład rzymskiego baroku implementowanego w Polsce, na miarę europejską może nie jest gigantyczna, ale w naszej skali to jedna z najbardziej monumentalnych budowli. Stała się wizualnym tłem rozważań Jacka Kowalskiego.



„Missa est. Msza święta panów Pasków” to niewątpliwie ważna lektura dla nas Polaków. Nawet jeśli uczestniczycie w Mszach w nowym rycie, ustanowionych po Soborze Watykańskim II, warto przeczytać te lekturę, by uświadomić sobie, jaką drogę przeszła liturgia od czasów dawnych do dzisiejszych, by spojrzeć na Sarmatów oczami historyka sztuki, poety i pieśniarza a także tłumacza literatury starofrancuskiej prof. Jacka Kowalskiego, a nie oczami twórców Netflixa…


Dziś ze szczególną uwagą podchodzę do tej lektury, bo polska historia, literatura, słowem polska kultura jeszcze nigdy nie była tak zagrożona jak dzisiaj. „Nigdy” pisze z pełną świadomością, bo w czasach zaborów z polskością walczyli zaborcy, dziś zaborcą polskiej kultury, która przez wielki kształtowała polskie pokolenia staje się … Polak… Od nas zależy kształtowanie kolejnego pokolenia, od nas zależy, czy będzie to pokolenie Polaków, które nie ma problemu z określeniem własnej tożsamości narodowej, któremu nadal Bóg Honor i Ojczyzna nakład są miłe, czy też będzie to pokolenie xd lol z memami na sztandarze kształtowane przez karykaturalne i szkodliwe seriale Netflixa, puszczane w ramach nowej podstawy programowej… Przyszłość naszych dzieci w rękach Bożych, w rękach naszych i w naszych biblioteczkach!


Książka została wydana nakładem Wydawnictwa Dębogóra






Modlitwa, post, jałmużna, uczynki miłosierdzia - katolickie lektury na Wielki Post

lutego 13, 2024

Modlitwa, post, jałmużna, uczynki miłosierdzia - katolickie lektury na Wielki Post

 


„Niestety serca ludzkie są często twardsze, niźli kamienie, skały i opoki, - w uporze i zaślepieniu swoim. Nie uwierzą, chociażby umarli powstali, nie skruszą się, chociażby kamienie wołały, nie zmiękną, chociażby żar odwiecznej miłości na nie działał. Oto, do jakiego stopnia Stwórca uszanował wolę w człowieku. Mógł nas P. Bóg stworzyć bez naszej woli, ale nas nie zbawi wbrew naszej woli. Oto Pan stoi u drzwi serca naszego i kołacze (Objaw. 3, 20), żądając, abyśmy z łaską Jego współpracowali, bo łaska sama nas nie zbawi. (…) Uderz, o Panie, w to twarde serce młotem sądów i dobrodziejstw Twoich a zmiękcz je ku miłości gorącej Twojej" woła ks. Geppert, pobożny kapłan w swoich pasyjnych rozważaniach pt. „Umarł i pogrzebion”. 



Tak właśnie pragnę przeżyć Wielki Post - skruszyć serce twarde - a towarzyszyć mi będzie jak co roku lektura duchowa. W niniejszych rozważaniach spotykamy postaci, towarzyszące żałobnemu orszakowi Świętych Zwłok Pana Jezusa.




Na przeciw nam wychodzi Józef z Arymatei, Nikodem i pobożne niewiasty, które stanowią trzy piękne wzory dla współczesnych kobiet, pragnących dziś służyć Bogu i drugiemu człowiekowi (dlaczego? Dowiecie się z lektury). To niewielkie dziełko zawiera odpowiedzi na niezwykle ważne pytania, które pojawiają się wraz z rozmyślaniem o wydarzeniach zbliżającego się Triduum Paschalnego. Np. Jakim sposobem sanhedryści po pogrzebie uzyskali wolny wstęp na prywatną posesję Józefa z Arymatei? Czy Nikodem stanął w obronie Pana Jezusa na zebraniu najwyższej rady i czy po katastrofalnym wyniku procesu w Wielki Piątek zwątpił w Boskie posłannictwo Jezusa? To tylko 70 stron… a tak ciekawe i mądre treści. 



Druga książeczka „Jałmużna czyli Boża lichwa” ks. Piotra Skargi totalnie skradła moje serce! Czytając ją przewijały się w niej wciąż miłość i miłosierdzie, a przeplatała się przez te pojęcia jałmużna.


„Kto tedy ludziom dobrze czyni, ich niedostatki z miłosierdzia opatruje i winy odpuszcza, ten obraz Boży na sobie nosi, ten jest jako Pan Bóg wpodobieństwie. Jako gdy się twarzą syn w ojca wda, mówimy: to prawy syn jego; tak gdy czynimy dobrze ludziom, a miłosierdzia nad nimi używamy, twarz Boską na sobie niejako wyrażamy, tak iż Aniołowie i ludzie sprawiedliwi jako patrząc na miłosierne uczynki nasze, mówią: to prawy Syn Boży, zupełnie się wdał w Ojca swego”


„Majętność jest, mówi jeden święty jako woda w studni, której nigdy nie czerpią, psuje się i nie jest do picia; a gdy ją biorą, czyści się i więcej jej przybywa”




i mój ulubiony cytat: „Miłosierdzie wszystek zakon Boski wypełnia, bo bliźniego miłuje; co gdy się czyni, mówi Apostoł, pełni się wszystek Zakon Boży, który tem się zamyka: Miłuj bliźniego jako samego siebie”. Najważniejsze i najtrudniejsze przykazanie… nie zabiłem, nie ukradłem, ale czy kochałem drugiego człowieka? Ostatnio byłam świadkiem rozmowy dzieci, które przygotowują się do Komunii Św. Dzieci odkrywały, kim jest bliźni! Zapytały panią katechetkę, czy bliźni to też jest złodziej? Mój syn wrócił poruszony do domu, że kochać ma również… „złodzieja”.

Widzę jak to pracuje w małej główce i we mnie. Tak łatwo jest być dobrym dla tych, którzy nas kochają… mam nad czym pracować w ten Wielki Post, a dobra lektura mi w tym niewątpliwie pomoże.


Dziękuję Wydawnictwu Świętej Tradycji Gerardinum za te katolickie perełki 🤎


O innych lekturach duchowych na Wielki Post przeczytasz TU.

Boskie Oblicze a kultura obrazu w masmediach

lutego 11, 2024

Boskie Oblicze a kultura obrazu w masmediach


 

Żyjemy w epoce rozwiniętych mediów i kultury obrazów. Czasem jeden obraz mówi człowiekowi więcej, niż tysiąc słów. Stąd popularność mediów społecznościowych, instagramowych zdjęć i kolorowych rolek. 


Książka, po którą sięgnęłam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Jedność, maluje przede mną arcyciekawą historię, dedykowaną współczesnemu konsumentowi obrazów. Postmodernistyczny człowiek wypatruje i wierzy w tysiące absurdalnych rzeczy, od talizmanów i amuletów, poprzez horoskopy, wróżenie z fusów, po UFO i piramidy energetyczne. Człowiek po prostu nie może żyć bez wiary, podświadomie duchowo wciąż szuka Boga, jeśli nie wierzy w to co oczywiste i prawdziwe, czyli w Bożą Prawdę, znaną od 2000 lat, wcieloną w Chrystusie i objawioną w Nowym Testamencie, to swą wiarę skieruje w nicość, którą przerobi się na przedmiot rynkowy „szyty na miarę”. Tymczasem współczesny konsument obrazów zaczyna dostrzegać fotomontaże, fałszywe przerobione pod publikę zdjęcia, filtry. Zaczyna pragnąć autentyczności…, autentyczności, którą chciałby „udowodnić”. 



Książka, której tematem jest Boskie Oblicze, rozpoczyna się od słów: „Po pierwsze: istnieje autentyczny obraz Boga. Po drugie: przez długi czas miał go Watykan. Po trzecie: od około czterystu lat wizerunek ukrywa się przed światem w niewielkiej mieścinie. Po czwarte: jak go odnalazłem i obfotografowałem. Jesteś tam? Hej?”


zatrzymałam się na tych słowach… tylko my, chrześcijanie korzystamy z prawa do odmalowania Boga, a żydom i muzułmanom robić tego nie wolno. Tylko dla chrześcijan „Słowo stało się ciałem”.



Istnieją dwa prawdziwe niebiańskie obrazy, które są potwierdzeniem naszej wiary: jeden to autoportret Matki Bożej, który można zobaczyć w Meksyku-Tepeyac jako Najświętszą Dziewicę z Guadalupe. Drugi obraz pochodzi od naszego Pana Jezusa Chrystusa, który swój autoportret z Niedzieli Zmartwychwstania pozostawił na jedwabnej tkaninie w Manoppello we Włoszech, aby wszyscy mogli go zobaczyć. 



Paul Badde, urodzony w 1948 r., historyk, który  przez długi czas pracował jako redaktor w „Frankfurter Allgemiene Zeitung”, od 1998 roku jest redaktorem pisma „Die Welt”, obecnie jest korespondentem w Rzymie i w Watykanie. Dziennikarz nieprzypadkowo w epoce rządzących światem multimediów odkrywa niejako na nowo chustę z Manoppello, pozostawiając wątpienie wyłącznie agnostykom, którzy przedkładają przesądy ponad wiarę. 


Paul Badde przeprowadza na naszych oczach niejako pewien proces dowodowy, który powinien przeczytać absolutnie każdy! 



Podczas czytania dałam się ponieść euforii książki i tajemniczości płótna, na którym ma znajdować się fotograficzny wizerunek zmartwychwstałego człowieka. Autor postępuje bardzo skrupulatnie, sam mierzy płótno z Manoppello i przedstawia dowody, które demaskują wersję przechowywaną w Bazylice św. Piotra.



Od około 2000 lat krążyły pogłoski, że ludzkość posiada prawdziwy obraz, niemal fotografię Jezusa. Mówi się, że ten obraz nie został namalowany rękami ludzkimi. Miliony pielgrzymów czciły i wierzyły w ten obraz. W 1506 roku rozpoczęto prace nad budową kolumny w nowej Bazylice św. Piotra w Rzymie. Ale nagle nastąpiła katastrofa, której wymiar kryminalny rekonstruuje szczegółowo Paul Badde: obraz znika, jego istnienie ginie we mgle legend. Paul Badde bada zagadkę historyczną z detektywistyczną skrupulatnością. Z pomocą przychodzi mu przypadek. Setki elementów „układanki” idealnie do siebie pasują. I nagle staje w zaginionym miasteczku w Abruzji przed tkaniną wykonaną z jedwabiu muszlowego, najdroższej tkaniny w starożytności – i musi sobie powiedzieć: To jest wizerunek Jezusa. Świat jest zaproszony do krytycznej oceny jego odkryć, a Ty, drogi Czytelniku, zaproszony jesteś do lektury tej arcyciekawe książki. 




Skrupulatne badania naukowe nie są fikcją, lecz opierają się na sprawdzalnych faktach; gęstość łańcucha dowodów i ich rygorystyczność są imponujące i w rzeczywistości: nie ma ani jednego dowodu naukowego, który by zaprzeczał przedstawianym w książce faktom. „Chusta wydaje się malowana światłem, bo pod mikroskopem nie odkryto w ogóle żadnych śladów farby. Natomiast po podświetlenie wizerunek robi się przejrzysty jak szkło i znikają też kompletnie załamania”. Choć bisior jest odporny na kolory, to jednak nie jest malowany (jak niedawno odkrył prof. Baraldi, wbrew sensacyjnym doniesieniom ZDF). Badde ustala, że ​​chusta z Manoppello nie reaguje na parametry koloru. Autor w imponujący sposób opisuje swoją drogę badawczą, w szczególności interesujące są spotkania z siostrą Blandiną, która wprawiła w ruch łańcuch przyczynowo-skutkowy z początkowo wyśmiewaną, a obecnie zweryfikowaną tezą o zgodności Całunu Turyńskiego z Chustą z Manoppello. Każdy, kto odwiedzi Manoppello, będzie mógł sam zrozumieć tę tajemnicę, opierając się na dziele Badde.

Wniosek z lektury jest taki: to znakomita książka, oparta na dowodach, niezwykle przekonująca i potrzebna, a jej znaczenie wykracza daleko poza współczesność. Do tego książkę czyta się lekko i wyśmienicie! 



Opowiem Wam jeszcze jedną ciekawostkę:


Zanim artykuł Badde o odkryciu bisioru w Manopello został wydrukowany w Berlińskiej redakcji „Die Welt”, autor uważał, że jest to objawienie jego życia i powód do chwały dla gazety. Tymczasem w redakcji nie było zainteresowania drukowaniem artykułu. Kolegium redakcyjne uznawało za ważniejsze premierę prasową nowego filmu o Hitlerze, podróż służbową niemieckiego ministra spraw wewnętrznych, tydzień mody w Nowym Jorku, skandal piłkarski, aferę seksualną… Boskie Oblicze schodziło na plan X. 


W czwartek 23 września 2004 roku Badde na 10 stronie gazety zobaczył swój artykuł: „Prawdziwe Oblicze Jezusa”. Oprócz „Die Welt” na stojaku rzucił mu się w oczy duży portret kapucyna św. Ojca Pio. Tego dnia przypadała rocznica śmierci świętego. „Volto Santo w Manoppello jest z pewnością największym cudem, jaki mamy” - zwierzył się swoim współbraciom Ojciec Pio w 1963 roku. Sam przy tym nigdy nie widział i nie nawiedzał wizerunku, a przynajmniej nie w sposób możliwy zwykłym śmiertelnikom…. Rzekomo krótko przed śmiercią Ojciec Pio przyszedł do tego wizerunku, bo tęsknił za podobizną Tego, którego miał nadzieję prędko zobaczyć w Niebie. To była jego ostatnia bilokacja przed śmiercią. Mnie do tej książki nie trzeba było przekonywać, a Ojciec Pio tylko pieczętuje wagę tej absorbującej lektury. 



Całym sercem ją Wam polecam na nadchodzący okres wielkopostny - może to nie jest lektura duchowa, ale kieruje wzrok czytelnika na Boskie Oblicze. Czy można pragnąć innego obrazu, gdy otworzy się oczy po drugiej stronie życia? A gdybyśmy tak obudzili się po śmierci i zobaczyli to, na co patrzymy w życiu  najczęściej? Musimy wpatrywać się jak najwiecej, jak najdłużej, jak najczęściej w Najświętszy Sakrament, szukać Chrystusa, by po drugiej stronie stanąć przed obliczem Boga… żeby nie otworzyć oczu na wieczność, na rozstrajający duszę… ekran… 


„Co Bóg złączy” czyli esej o miłości prawdziwej i nieodwołalnej!

lutego 09, 2024

„Co Bóg złączy” czyli esej o miłości prawdziwej i nieodwołalnej!


Co Bóg złączył” to wspaniały esej o miłości, który pozwala „ludziom dobrej woli” zrozumieć, jakie wyżyny osiągnąć może prawdziwa miłość kobiety i mężczyzny. 


Szalenie spodobała mi się postać samego autora niniejszej publikacji: 


„23-letni młody człowiek, zewnętrznie niczym, poza gwałtownością, nie wyróżniający się od milionów innych, zostaje ogarnięty niezwykłą, niespotykaną, bezinteresowną miłością do wiedzy: „opanowało mnie, wspomina, rodzaj libido sciendi, gorączki poznania”. Korzystając z księgozbioru sąsiadów, pochłania wiedzę. Studiuje filozofię, języki, matematykę, teologię aż do stanu chwilowego przesycenia. Na dłuższa metę nie zawiedzie się jednak - wiedza przyniesie mu radość i równowagę ducha na całe życie. Co więcej - wróci mu wiarę. Wraz z nim nawraca się jego ojciec. Lektura św. Tomasza z Akwinu dopełnia procesu nawrócenia, „odpowiadając - jak pisze Thibon - w pełni moim wymaganiom intelektualnym harmonijnych zaślubin łaski i natury. To dzięki poznaniu otworzyłem się na Boga”. Tak właśnie zrodził się Thibon! Poeta, filozof, moralista, jedna z nietuzinkowych postaci życia umysłowego XX wieku. Ta postać jest dla mnie o tyle niesamowita, że ten człowiek nie ma żadnego dyplomu! Nie pozawala się jednak nazywać samoukiem, bo „książki są najlepszym nauczycielem”. Ten niesamowity umysł pochłaniał dzieła Platona, Seneki, Tomasza, św. Jana od Krzyża, Dantego i Nietzschego w oryginale!!! Mimo braku dyplomu, zostaje przyjęty z otwartymi ramionami do środowiska intelektualistów i czuje się w nim wybornie. W wieku czterdziestu lat, po doświadczeniach wielkiej miłości i bólu po stracie kochanych osób pisze dwie książki, w tym właśnie esej o miłości „Co Bóg złączył”. 


Czymże jest ideał miłości?


„Ofiarowywać się innej istocie, kochać ją pomimo jej nicości, z powodu jej nicości - kochać ją miłością mocniejszą i czystszą niż pragnienie szczęścia, to nie jest możliwe, o ile miłość ludzka nie złączy się i nie stopi z miłością wiekuistą”


W eseju Thibon zawarł cztery szkice, które dotyczą zależności między życiem a duchem, miłością zmysłową a miłością duchową, rozpatruje małżeństwo pod kątem złączenia się dwóch osób i dwóch egzystencji i opisuje próby i oczyszczenia miłości. W drugiej części książki znajdziecie aforyzmy dotyczące kwestii podejmowanych w książce. 



Jaki był cel napisania tego eseju? Thibon pisze: „Jedynym moim celem, przy publikowaniu tych stron, jest dopomożenie kilku duszom dobrej woli, by nie dzieliły tego, co Bóg złączył. Po to jednak najważniejsze jest zrozumienie, że nawet w porządku jak najbardziej doczesnym niemożliwa jest taka pełnia człowieczeństwa, której Bóg nie byłby duszą i centrum”


Książka pomaga powrócić do spójnej wizji świata. Nie odkryjecie tu niczego nowego, żadnego nowego systemu, żadnej nowej doktryny, może nie zrozumiecie dzięki tej lekturze absolutnie wszystkiego w pełni, ale uzmysłowicie sobie korzenie pewnych zjawisk, działanie mechanizmów i kilka fundamentalnych praw, by miłość w sobie zrodzić, obronić ją i doskonalić. To twardo realistyczna książka, bo nie ma dziś pojęcia bardziej rozmytego, przekłamanego, wręcz zmanipulowanego niż właśnie miłość! Miłości bowiem nie można mylić z zakochaniem, które może być najwyżej jej świtem. Miłość, o której mowa, jest uczuciem dojrzałym:„Najpierw kochałem w tobie twe bogactwo. Potem tak drogie było mi Twe ubóstwo. Dziś miłuję ciebie”. Książka napisana jest językiem poetyckim, niebiańsko pięknym, a jednocześnie mocno ściągającym na ziemię: „rodzi się ona [miłość] z wewnętrznej pełni i z podziemnego wysiłku. Jak rzeka rozszerza się i wzmacnia w swym biegu: wszystkie przypadki - wszystkie radości, a nade wszystko wszelkie łzy - przecinające jej bieg są dla niej dopływami…”. Tematem książki jest bowiem ukazanie nieuchronnego okresu próby prawdziwej miłości kobiety i mężczyzny, po której miłość albo umiera, albo zostaje oczyszczona i przeistacza się w „magnus amor - połączenie upojenia i bezpieczeństwa”. Nie znajdziecie tu dobrych rad autora, bo nie jest to żaden podręcznik. Thibon jest świadom trudności i wielu problemów, z którymi stykają się małżonkowie. Autor „mówi o tym, co wielu z nas nosi w sobie, co jest najistotniejsze do życia, ale co jest ogromnie trudne do jasnego pojęcia, a jeszcze trudniejsze do wyrażenia w słowach” 


Do napisania tej książki potrzebny był niewątpliwie dar miłości, mądrości i słowa, oraz najważniejszy… dar wiary i łaska poszukiwania Boga. Dla wszystkich, którzy lubią świadectwa: to świadectwo Gustawa Thibon, cenne, a nawet bezcenne dla osób wierzących! 


Książka została wydana nakładem Wydawnictwa Dębogóra. Oby więcej tak wspaniałych książek na polskim rynku!