Najpiękniejsza Biblia rodzinna z komentarzami Jana Pawła II

września 12, 2022

Najpiękniejsza Biblia rodzinna z komentarzami Jana Pawła II




 „Pismo Święte jest jak orzeźwiająca woda i jak pożywienie, którym karmi się człowiek wierzący. Dlatego zachęcam do jak najbliższych i najczęstszych kontaktów ze Słowem Bożym, do otwarcia się na jego działanie, na jego uzdrawiającą i stwórczą moc”


św. Jan Paweł II


Biblia, którą mogę Wam dziś zaprezentować dzięki uprzejmości Wydawnictwa M to wydanie pamiątkowe z okazji 100-ej rocznicy urodzin JPII Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu z komentarzami św. Jana Pawła II.


Tłumaczenie z języków oryginału wykonał biskup Kazimierz Romaniuk - pierwszy biskup diecezji warszawsko-praskiej. Jeden z najwybitniejszych polskich biblistów, który ukończył studia biblijne w Rzymie i Jerozolimie.





Dokonał pierwszego od 1597 roku (po księdzu Jakubie Wujku) samodzielnego tłumaczenia Biblii z języków oryginalnych (hebrajski, grecki, aramejski) na język polski. Praca ta pochłonęła 40 lat!!! Jej efektem jest przekład Pisma Świętego konsekwentny i zrozumiały dla wszystkich wiernych. Piękny literacko, jasny komunikacyjnie. W porównaniu z innymi tłumaczeniami Biblia ta, rezygnując z dosłowności za wszelką cenę, jest przełożona wyjątkowo zrozumiale, czyta się znakomicie! Długo szukałam Pisma Świetego z tak bogatym komentarzem. Każda Księga poprzedzona jest bogatym wstępem, a po tekście Pisma Świętego, następuje obszerny komentarz, napisany przez Jana Pawła II. Dzięki temu katolik nie interpretuje PŚ na własną rękę. Poza tym mam niezwykły sentyment do naszego Papieża i z wielką radością w sercu czytam jego komentarz do słów Biblii.














Pismo Święte jest przepięknie wydane, tekst zdobią pięknie dopracowane, pełne dramatyzmu grafiki Gustave’a Doré, jednego z najbardziej znanych ilustratorów książek. Większość jego prac powstała w latach 1864-1866. Określane są jako leżące na pograniczu romantyzmu i realizmu. Operowanie przez artystę światłocieniem i finezyjną kreską podkreśla realizm oraz ekspresję przedstawianego świata i buduje jego tajemniczość.


Artysta stworzył kilkaset wybitnych ilustracji przedstawiających historie biblijne. Ilustracje te były publikowane w Bibliach wydawanych w różnych językach w dziewiętnastowiecznej Europie, a później również w obu Amerykach. Ponad osiemdziesiąt ilustracji tegoż artysty znajdziecie w tym pięknym wydaniu Biblii! 








Pismo Święte ma złocone brzegi stron, solidną oprawę ze złoconymi wgłębieniami. To wspaniała Biblia rodzinna, którą można czytać w domu z dziećmi, do czego Was serdecznie zachęcam. Powiem szczerze, że to jedno z najpiękniejszych wydań Pisma Świętego w mojej biblioteczce. Obecnie leży ciagle na stole w salonie, czytamy Słowo Boże z dziećmi codziennie po troszku podczas wspólnej modlitwy. Jestem ogromnie wdzięczna za tę Biblię, będę dzieliła się z Wami fragmentami komentarzy Jana Pawła II, słów mi nie starcza by wyrazić, jak bardzo się z niej cieszę ❤️❤️❤️ Z serca dziękuję za ten cudny egzemplarz ❤️ 


Biblia dostępna jest na stronie Wydawnictwa M - TU.



„Edmund Wojtyła Brat św. Jana Pawła II“ Milena Kindziuk [recenzja]

sierpnia 27, 2022

„Edmund Wojtyła Brat św. Jana Pawła II“ Milena Kindziuk [recenzja]

 


Poświęcił swe młode życie... Edmund, starszy brat Karola Wojtyły, św. Jana Pawła II, nieprzeciętny, wartościowy człowiek, który umarł jako ofiara swego zawodu, poświęcając swe młode życie cierpiącej ludzkości - taki napis widnieje na jego grobie - w miejscu, gdzie po ludzku kończy się to co na ziemi, a jednocześnie tak wiele się zaczyna... 




Zdecydowanie muszę przyznać, że mało wiedziałam o Edmundzie Wojtyle. Milenie Kindziuk, autorce jego biografii, udało się dotrzeć do metryki urodzenia Edmunda, z której wiadomo, że przyszedł na świat 27 sierpnia 1906 r - i to dziś przypada właśnie rocznica jego urodzin! Biografię czyta się niezwykle lekko, wchodzimy w dzieje państwa Wojtyłów, jakby to była historia naszej własnej rodziny. Z zacięciem detektywa przemierzamy ulice, po których spacerowali Emilia i Edmund Wójtowie z małym Mundkiem, widzimy kamienice, w których mieszkali, z relacji świadków dowiadujemy się, że Emilia Wojtyła poświęcała Mundkowi wiele czasu „zależało jej przede wszystkim na dwóch kwestiach: by przekazać synowi mocne podstawy wiary oraz by dobrze go wykształcić (…), ale nie była rygorystyczna, mały Mundek miał również czas na zabawę (…), po południu udawał się na spacery także z ojcem, gdy tylko ten wrócił z pracy. Dużo rozmawiali wtedy na różne tematy, zwłaszcza religijne i historyczne. Karol w ten sposób kształtował duszę i osobowość syna”. Rodzice kochali Edmunda całym sercem. Czynili wszystko, by miał jak najwspanialsze dzieciństwo, które jednak zaniżył okres wojny. Gdy miał 10 lat pojawiła się szansa na rodzeństwo! Jego siostrzyczka Olga Maria urodziła się 7 lipca 1916 r i żyła 16 godzin - zmarła z powodu zachłyśnięcia się wodami płodowymi. Pani Wojtyłowa była bardzo religijna i wszystkie wydarzenia odnosiła do Pana Boga, tego tez uczyła Mundka. W książce przeczytamy o losach Edmunda, jego ścieżce edukacyjnej, nauce w gimnazjum w Enns, a później o powrocie do wadowickiego gimnazjum i zamieszkaniu w kamienicy, w której urodził się Karol Wojtyła.



 Pani Emilia marzyła, by jeden z jej synów został księdzem, a drugi lekarzem - i tak się właśnie stało! W roku 1924 Edmund zdał z wyróżnieniem egzamin dojrzałości i wybrał studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W książce przeczytamy o jego życiu akademickim, podobno dorabiał udzielaniem korepetycji, by utrzymać się na studiach w Krakowie. Znajdziemy wiele zdjęć dokumentów, do których dotarła autorka książki, poznamy Jadwigę Urban i historię miłości Ekusia i Wisi. 









Dzięki kartom biografii Edmunda dostajemy się do tamtego świata. Zgłębiamy jego mentalność i czujemy atmosferę, którą oddychał. Pomagają nam w tym relacje świadków, przytaczane przez Milenę Kindziuk. Podążamy śladami jego przodków, poznajemy koloryt historyczny tamtych czasów i docieramy do momentu, w którym Edmund ukończył Wydział Lekarski na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie jako doktor wszech nauk lekarskich. Młody doktor Wojtyła najbardziej pragnął leczyć dzieci. Dlatego praktyki po studiach miał właśnie na oddziale pediatrii. Sam też chciał mieć kiedyś dom pełen maluchów „Gdy się ożenię, będę miał dużo dzieci"- często mawiał do swej narzeczonej Jadwigi. Jednak pierwszą pracę etatową, w maju 1931 roku, podjął na oddziale zakaźnym w szpitalu miejskim w Bielsku (dziś Bielsko-Biała). W połowie listopada 1932 roku trafiła na ten oddział dwudziestoletnia pacjentka Rozalia Pala. Miała wysoką gorączkę, chwilami traciła przytomność. Doktor Wojtyła rozpoznał u niej szkarlatynę. Podjął się leczenia, także osobiście opiekował się chorą. Czuwał przy niej w izolatce, podawał płyny, lekarstwa, robił zastrzyki, uśmierzał gorączkę. Ale objawy tylko się nasilały. Przy łóżku pacjentki spędził całą ostatnią noc jej życia. Nad ranem, 25 listopada, w jego obecności dziewczyna zmarła.




Szkarlatyną zaraził się doktor Edmund Wojtyła. Trafił do tej samej izolatki, w której leżała Rozalia. Chorym lekarzem opiekowały się trzy ewangelickie diakonisy, zatrudnione w bielskim szpitalu jako pielęgniarki. To do jednej z nich konający już Edmund powiedział cichutko: „Dlaczego właśnie ja?". 


Zmarł w niedzielę 4 grudnia 1932 roku, miał dwadzieścia sześć lat.


Ocalała pamięć o młodym zdolnym lekarzu, przetrwał szpital, w którym pracował Edmund, miejsca, w których lubił przebywać, brak natomiast śladów materialnych po bracie Karola Wojtyły. Zginął nawet stetoskop, którym odsłuchiwał pacjentów w bielskim szpitalu. Jedyne co się zachowało, to garść zdjęć w starym drewnianym pudełku z napisem: „Pamiątki po Bracie Ojca Świętego Jana Pawła II Edmundzie Wojtyle”. Milena Kindziuk, autorka pierwszej biografii Emilii i Karola Wojtyłów dociera do tych pamiątek, odnajduje nawet własnoręcznie pisany życiorys Edmunda i zabiera czytelnika w podróż po wspomnieniach o wspaniałym lekarzu. Kontaktuje się ze świadkami tamtych czasów i zdarzeń, wiele przytaczanych wspomnień rzuca nowe światło na życie Edmunda. Autorka ślady historii Edmunda odkrywała również na cmentarzach, dotarła do wielu dokumentów, które wypełniły luki w biografii Edmunda. Praca Mileny Kindziuk jest wyjątkowa. Przybliża nam postać Edmunda, którego smierć Jan Paweł II przeżył bardziej, niż smierć matki… Dlaczego to dziś zwracamy oczy w kierunku Edmunda? Bo właśnie dziś go bardzo potrzebujemy… W dobie potężnych zawirowań w obszarze opieki zdrowotnej, w epoce nowych wirusów i ich mutacji, potrzebujemy wzorca dla medyków i całego świata zaangażowanego w ochotę zdrowia i życia. Tak bardzo potrzeba dziś lekarzom godnego patrona! Rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego byłoby bardzo cenne dla ukazania współczesnym tej postaci jako wzoru do naśladowania na drogach świętości. Edmund poświecił swoje życie, nie tylko ze względu na to, że był prawdziwie oddanym lekarzem, nie tylko dlatego, że takie były obowiązki wynikające z przysięgi, ale dlatego, że był bardzo głęboko wierzącym człowiekiem. 



Biografia Edmunda jest niezwykle ciekawą lekturą, wciąga od pierwszych stron. Wydarzenia przedstawione są chronologicznie, autorka prowadzi czytelnika za rękę, pokazując krok po kroku, ile ustaleń udało jej się poczynić, ile pracy i serca włożyła w to, byśmy mogli poznać Edmunda, starszego brata Karola Wojtyły, dzięki któremu Papież Polak nauczył się odpowiadać na łaskę, bo to jest właśnie prawdziwe chrześcijaństwo: odpowiadać na łaskę, którą daje Bóg. 

„Edmund był szlachetny. Szlachetność jest cechą, którą się wypracowuje, ma ją człowiek, który ma dobry kontakt z rzeczywistością i jest otwarty na dobro. Był człowiekiem w bliskości z innymi. I tego nauczył swojego brata Karola” i tego uczy dziś nas. Jestem ogromnie wdzięczna, że mogłam zapoznać się z postacią Edmunda dzięki tej biografii. Całym sercem zachęcam wszystkich, by po nią sięgnąć. 


Zdjęcia pochodzą z wystawy z Domu Jana Pawła II w Wadowicach.


Biografia została wydana nakładem Wydawnictwa WAM.

Dziękuję Wydawnictwu za egzemplarz książki do napisania recenzji.












WYJAŚNIENIA WANDY DOTYCZĄCE OBRAZU MATKI BOŻEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ (fragment książki)

sierpnia 26, 2022

WYJAŚNIENIA WANDY DOTYCZĄCE OBRAZU MATKI BOŻEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ (fragment książki)




WYJAŚNIENIA WANDY DOTYCZĄCE OBRAZU MATKI BOŻEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ


Gdy ciotka Wandy, Leonardowa Siemieńska w Żytnie, z powodu podeszłego wieku, nie mogła już bywać w kościele na nabożeństwie, ubierała sobie w pokoju ołtarzyk z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej i przed nim się modliła.


W roku 1872, powróciwszy z kościoła, odwiedziłem pobożną staruszkę. Zastałem tam Wandę z ciotką i kilku służącymi panami modlących się razem. Po modlitwie, gdy służba się rozeszła, wpatrując się w obraz Matki Bożej Częstochowskiej, rozpocząłem z Wandą następującą rozmowę:


„Pan Jezus dał Wandzie tę łaskę, że często widuje Mat kę Boską i Pana Jezusa. Proszę mi powiedzieć, czy w ob razie Matki Bożej Częstochowskiej jest podobieństwo do Tej, która się Wandzie pokazywała".


Żebym mogła na to odpowiedzieć - rzekła Wanda musiałabym widzieć z bliska oryginalny obraz Matki Bożej Częstochowskiej i dobrze mu się przypatrzeć. Widziałam go kilka razy, ale z daleka, a przy moim krótkim wzroku nie mogłam nawet dobrze pochwycić rysów twarzy. Kopie tego obrazu są bardzo różne i mało do siebie podobne, niewiele z nich mogę wywnioskować. To tylko powiem, że kolor twarzy i rąk Matki Bożej, którą miałam szczęście widzieć, nie był czarny i nie mógł taki być, bo Matka Boska nie była Murzynką, ale Semitką - a Semici nie są czarnego ani miedzianego koloru. Twarz Matki Bożej była nieco ściągła i jakby ogorzała od słońca, pełna jakiegoś nadziemskiego wesela, oczy niebieskie, na wskroś przenikające, włosy blond, ręce i stopy drobne i nadzwyczaj kształtne. Cała postać była tak piękna, że z żadną pięknością przedstawioną przez najzdolniejszych malarzy, ani też spotykaną w naturze wśród żyjących, klasycznych piękności nie da się porównać. Jej piękność tym bardziej zachwycała, że miała jakąś nadzwyczajną majestatyczną powagę połączoną z niesłychaną prostotą i naturalnością, bez żadnych pretensji. Jej powierzchowność nakazywała głębokie poszanowanie, a zarazem wzbudzała zaufanie bez granic i dziwnie pociągała do siebie. Była to piękność niebiańska, na której określenie brakuje słów. Twarz Jej trochę inaczej wyglądała w chwilach radosnych niż w chwilach smutnych i bolesnych, ale to jej niebiańskiej piękności ani koloru nie zmieniało - zawsze była: «jaśniejsza nad słońce i śliczniejsza nad gwiazdy», jak opiewa kościelna pieśń.


W niektórych obrazach, przekopiowanych z częstochowskiego, mniej ciemnych, a więc jasnych, z twarzą nieco ściągłą, pogodną, z oczami niebieskimi, żywymi, jest pewne podobieństwo - ale w tych zamazanych i marsowatych żadnego podobieństwa z Najświętszą Marią Panną, którą miałam szczęście widzieć, nie znajduję. Jestem pewna, że obraz Matki Boskiej zaraz po wymalowaniu go przez św. Łukasza był jasny (jak np. obraz M.B. Kodeńskiej jest jasny, a przecież jest przemalowany z figury rzeźbionej przez św. Łukasza), a przynajmniej nie był taki ciemny, jak jest teraz, że tę zmianę sprawiły wieki i różne koleje, jakie obraz przechodził.


Wiadomo, że był przechowywany jako największa świętość i najdroższa pamiątka wśród zgromadzenia dziewic, jakby zakonnic, które w początkach chrześcijaństwa musiały się ukrywać przed prześladowaniami żydów i pogan. Mieszkały nieraz w wilgotnych i zakurzonych norach, co bardzo szkodliwie wpływało na obraz i go zabrudzało. Pobożne niewiasty starały się zmywać brud, mimo woli ścierając pierwotny koloryt i zmieniając na wizerunku rysy twarzy. Zamiast oczyszczać, jeszcze bardziej go brudziły. Ileż to było wypadków, że nieumiejętne odnawianie obrazów zmieniło je nie do poznania, lub popsuło nawet najpiękniejsze.


Następnie, gdy Kościół otrzymał swobody, obraz z Jerozolimy przywiozła do Konstantynopola św. Helena, matka cesarza Konstantyna, i umieściła w kaplicy pałacowej w 326 roku. Aby umożliwić wiernym oddawanie mu czci, umieszczono go w kościele, obstawiono lampkami i świeczkami palącymi się prawie przez cały dzień, a często do późnej nocy, według wschodniego zwyczaju, a podczas uroczystych nabożeństw palono przed nim dużo kadzidła. Tłuszczowy kopeć z lamp, kopeć ze świec i dym z kadzideł pomieszane z kurzem z posadzki i z parą wyziewaną przez ludzi zebranych w kościele osiadał na obrazie, wżerał się weń, niszczył pierwotne rysy świętego oblicza i pokrywał je ciemną powłoką.


Potem obraz dostał się na Ruś do zamku bełzkiego, własności księcia opolskiego, gdzie w czasie napadu Tatarów strzała trafiła w szyję postaci świętej na obrazie i ten znak dotąd jest na nim widoczny. Z Bełzu, dla bezpieczeństwa, książę opolski przywiózł obraz do Częstochowy i umieścił go w kaplicy na Jasnej Górze, potem zbudował klasztor i osiedlił w nim paulinów dla obsługi świętego wizerunku. Tam też obraz ten dotąd pozostaje. I tu jednak napadli go husyci, obraz zabrali, potłukli, wrzucili w błoto. Chociaż przez Polaków był podniesiony, a staraniem króla Jagiełły zreperowany i wstawiony do ołtarza, jednak ślady zniszczenia pozostały. Tu w dalszym ciągu palą się świece i lampy, wznoszą się dymy kadzideł, kurz i para, to wszystko osiada na obrazie powiększa warstwę zaciemniającą święte oblicze Najświętszej Marii Panny.


Ze względu na głębokie uszanowanie tej najczcigodniejszej i najstarszej pamiątki chrześcijaństwa, tak ściśle związanej z historią narodu polskiego, nikomu do głowy nie przyszło odświeżenie jej i wydobycie pierwotnych rysów i kolorów zmienionych i zatartych przez czas. Niech już tak sobie będzie ten święty wizerunek naszej Królowej, dopóki go z końcem świata aniołowie do nieba nie za niosą, a z nim łez wylanych w jasnogórskiej kaplicy przez polski naród w różnych utrapieniach, a szczególnie podczas prześladowania wrogów zewnętrznych i niezgod wewnętrznych... Niech nam się zdaje, że litościwa Matka nasza Królowa, współczując z nami i bolejąc nad grzechami całego świata, prześliczna, pełna łagodności dobroci zakryła swoją twarz zasłoną smutku i żałoby. Starajmy się poprawić nasze obyczaje, wrócić do cnotliwego życia pierwszych chrześcijan, a ujrzymy rozweselone oblicze naszej Matki i Królowej.


Malarze niepotrzebnie wysilają się na kopie zupełnie ciemne, robią nawet Matce Najświętszej i Jej Boskiemu Synowi bezkształtne twarze i ręce - tym sposobem niebiańskie piękności przemieniają mimo woli w coś ordynarnego. To się nie godzi. Zwrócę uwagę mówi Wanda-że Matki Bożej nigdy nie widziałam z nagim Dzieciątkiem ani w zalotnym stroju światowej damy, a malarze nieraz taką malują wbrew prawdzie i przyzwoitości”. 


(…)


„O Matko, ozdobo całego nieba… jakże Was ludzie mało znają, a nie starają się poznać przez czytanie dzieł świętych ojców… Jakże Was mało kochają, jeżeli pozwalają Waszym wrogom powtarzać uchybiające Wam zdania… O Jezu! O Maryjo! Wzbudźcie wśród nas święte dusze, które by Wam wynagradzały krzywdy wyrządzone przez grzeszników”


„Jeżeli wierzymy, że św. Łukasz na prośbę miłujących Pana Jezusa napisał Ewangelię według opowiadania Najświętszej Maryi Panny - tym bardziej musimy wierzyć, że na prośbę miłujących Matkę Najświętszą, będąc malarzem i czcicielem tej najlepszej Matki, malował Jej wizerunki i że jeden z tych wizerunków mamy na Jasnej Górze w Częstochowie. Ta wiara przywiązała nas do tego świętego obrazu, jak do najczulszej Matki. U Jego stóp nasz naród w największych niebezpieczeństwach szukał pomocy i zawsze ją znajdował... W tym obrazie czci Ją jako swoją Królową i gotów przelać krew w Jej obronie. Dopóki ta wiara i miłość będą nas ożywiały, możemy być pewni naszego istnienia”





Święta Rodzina” ks. prof. Waldemar Chrostowski [recenzja]

sierpnia 21, 2022

Święta Rodzina” ks. prof. Waldemar Chrostowski [recenzja]



„I ja wołam do was, bracia i siostry, byście rozpalili na nowo Boży charyzmat małżonków i rodziców, jaki jest w was przez sakrament małżeństwa” Jan Paweł II



Fragment homilii Papieża Polaka o znaczeniu rodziny dla porządku moralnego rozpoczyna niezwykle ciekawą opowieść o Świętej Rodzinie, literacko przedstawioną przez ks. prof. Waldemara Chrostowskiego. 


W czasach głębokiego kryzysu rodziny, która jest zewsząd brutalnie atakowana przez nowe trendy i fałszywe ideologie, katolicy potrzebują wzmocnienia. Potrzebują niezachwianego wzorca rodziny, budowanej na wierze, nadziei, miłości i pokoju. Takim wzorem jest niewątpliwie Święta Rodzina z Nazaretu. Na kartach tej wyjątkowej księgi przeczytamy dzieje Maryi, Józefa i Jezusa. Będziemy podążać do Ziemi Świętej śladami, zawartymi w Piśmie Świętym i w apokryfach. 






Święta Rodzina jest od wieków inspiracją dla twórców kultury i sztuki. Jej wizerunek znajdujemy na obrazach i rzeźbach, przedstawiających charakterystyczne momenty z ich życia. W książce możemy podziwiać przecudne zdjęcia, wykonane przez Adama Bujaka. Najczęściej są to fotografie polskich dzieł sztuki, które znajdziemy w najważniejszych polskich ośrodkach kultury. Utrwalono na nich takie motywy jak: narodziny Maryi, ofiarowanie w świątyni, zaręczyny ze św. Józefem, Zwiastowanie, narodziny Jezusa, ucieczkę do Egiptu, dzieciństwo Jezusa czy smierć św. Józefa. 







Publikacja ta jest niewątpliwie wspaniała. Urzeka pięknem tematu i mistrzostwem fotografii sakralnej. Czytamy o historii kościoła, powstałego w miejscu domu św. Joachima i św. Anny, który jest obecnie najwspanialszym zabytkiem w Ziemi Świętej, poznajemy opowieść o grocie narodzenia Maryi, a także „Protoewangelię Jakuba”, zaglądamy do „Księgi o narodzeniu świętej Maryi” - dzieło, które odegrało wielką rolę w rozwoju pobożności i ikonografii maryjnej, poznajemy ciekawe podania, które informują nas o życiu rodziców Matki Zbawiciela. Historia Świętej Rodziny została opisana po mistrzowsku przez ks. prof. Chrostowskiego. Zebrane zostały najbardziej interesujące fakty, dowiadujemy się, w jaki sposób wiele informacji przeszło do tradycji kościoła, dlaczego św. Jozef w ikonografii i w wielu innych przejawach pobożności przedstawiany jest jako mężczyzna w sędziwym wieku, słowem: zdobędziemy mnóstwo ciekawej wiedzy, podanej w pięknej literackiej formie, a to wszystko połączone będzie z ucztą dla oka! 





Atlas Świętej Rodziny poza walorami merytorycznymi i estetycznymi, ma jeszcze niezwykły walor poznawczy: budzi chęć zobaczenia na własne oczy wszystkich sfotografowanych dzieł! Wszak większość z nich pochodzi z polskich kościołów i sanktuariów, aż się prosi, by odbyć taką pielgrzymkę po Polsce, by obejrzeć Świętą Rodzinę na oryginalnych obrazach, czy rzeźbach.


Ta ciekawa książka a zarazem genialny atlas będą wspaniałym prezentem dla każdej rodziny, która podąża duchowym śladem Maryi i Józefa, dając prowadzić się Świętej Rodzinie na drodze do wiecznego zbawienia.


Książka wydana nakładem Wydawnictwa Biały Kruk, dostępna TU. 


„The eternal woman” czyli „Wieczna kobieta” Gertrud von le Fort [recenzja]

sierpnia 20, 2022

„The eternal woman” czyli „Wieczna kobieta” Gertrud von le Fort [recenzja]


Gertrud von le Fort to jedna z „wielkich dam” literatury katolickiej, pisarka miłości nieodwołalnej.


Gertrud von le Fort urodziła się w roku 1876 w Minden w Westfalii (Niemcy). Studiowała w Berlinie, Marburgu i Heidelbergu. Intensywne poszukiwanie drogi duchowej doprowadziło ją do odkrycia Kościoła katolickiego i jego dogmatów, a w końcu do konwersji na katolicyzm w roku 1926.

Prawdziwy start literacki przyszedł u niej późno – w wieku lat pięćdziesięciu – i był mocno związany z nawróceniem na katolicyzm.


Na przełomie lat 50. i 60. nominowano ją siedmiokrotnie do literackiej Nagrody Nobla. 


Kiedy książka „Wieczna kobieta”, będąca zbiorem esejów, została po raz pierwszy opublikowana w Niemczech, a było to w roku 1934, Europa była polem bitwy nowoczesnych ideologii, które pochłonęły miliony istnień ludzkich. Żeby zaprzeczyć Stwórcy, który stworzył mężczyznę i kobietę, nazizm i komunizm zniekształcał prawdziwe znaczenie kobiecości i zredukował kobiety do zwykłego instrumentu państwowego. Gertrud von le Fort rozumiała tę wojnę o kobiecość, a co za tym idzie o macierzyństwo - to zawsze łączy się z atakiem na Kościół Katolicki. W książce „Wieczna kobieta” autorka przeciwstawia się współczesnym atakom na kobiecość nie drogą polemizującej argumentacji, ale być może jedną z najpiękniejszych medytacji na temat kobiecości, jaka kiedykolwiek wyszła spod pióra pisarza. Biorąc za wzór Maryję, Dziewicę i Matkę, von le Fort zastanawia się nad znaczeniem duchowej i fizycznej wrażliwości kobiety, która stanowi jej istotę, a także nad jej rolą zarówno w stworzeniu, jak i odkupieniu człowieka. „Fiat” Maryi wobec Boga jest drogą do naszego zbawienia, ponieważ jest nierozerwalnie związany z posłuszeństwem aż do śmierci Jezusa, Syna Maryi. Podobnie jak przyjęcie Krzyża przez Syna, przyjęcie przez Maryję Jej macierzyństwa symbolizuje dla całej ludzkości oddanie się Stwórcy. Tego oddania wymaga się od każdej duszy ludzkiej. 


Poprzez akceptację macierzyństwa kobieta mówi Bogu „tak”. Gdy kobiecość i macierzyństwo są właściwie rozumiane i doceniane, ujawnia się natura związku duszy z Bogiem. „Wieczna Kobieta” jest wywyższaniem kobiecości. Jak głęboko von le Fort pokazuje wyższość tego co święte nad tym co świeckie, genitum nad factum, macierzyństwa nad produktywnością, misji nad profesją. Przedmowę do książki napisała sama Alice von Hildebrand i to właśnie jej nazwisko przykuło moją uwagę do tej niesamowitej książki. 


„Naturalna i niezmierzona miłość, która wypływa z matki i niejako stanowi schronienie, w którym dziecko dorasta, oznacza dla matki poddanie się i poświęcenie, do tego stopnia, że może w tym wirze zatracić sama siebie. To z kolei należy interpretować w sposób na wskroś heroiczny, a nie żałosny. Heroizm życia matki trwa w głębokiej prostocie. Pokój dziecięcy staje się miejscem często trudnego dla niej czasu. Matka wypełnia własne życie niekończącą się serią drobnych a nawet nieskończenie małych trosk. Tak jak heroizm matki związany jest z ciszą, tak też jest związany z tym, co przeciętne i codzienne”



Współczesnemu człowiekowi trudno jest pojąć przedstawiane w tej książce myśli, ponieważ zdarł z siebie zasłonę wiary. Człowiek próbuje zanegować tajemnicę życia i zignorować jego transcendentną rzeczywistość. Kobieta jest tak samo zagubiona w wynikającym z tego chaosie i anarchii, jak mężczyzna. W myśleniu Gertrud von le Fort kobieta jest niedostępna w swoim wnętrzu, kiedy staje się matką życia, a narodziny rodzą się z jej głębi, w ciszy i samotności. To kobieta niesie na swych barkach dzieje człowieka i staje przed wyborem: duma lub poddanie się. Najwyraźniej teraźniejszość jest tylko zwierciadłem przeszłości, bo czasy Gertrud obfitowały w problemy, które zapowiadały to, z czym kobieta mierzy się dzisiaj. „Wiek rozumu” doprowadził do epoki chaosu. Szkoły myślenia uczyniły wszystkie wartości względnymi lub ściśle świeckimi, a rozwinięty anarchiczny indywidualizm, stał się prekursorem nowoczesnego pogaństwa. Współczesny świat stał się duchowo pusty i obojętny, dlatego zaczął obniżać moralnie i intelektualnie swe standardy. Człowiek ustanowił nowych bożków, budował nowe wieże Babel, tylko po to, by zagubić się w szalonym wirze demonicznych sił, które teraz przybrały gigantyczne rozmiary. 

Pośród tej zaciętej bitwy między ciemnością i światłem można łatwo zauważyć, że specyficzne powołanie kobiet do przywrócenia właściwej równowagi jest warunkiem wszelkiej stabilności. Czy odważymy się mieć nadzieję, że w epoce, która poniża kobiecość, przetrwają wyższe kobiece ideały? Trend, który zaczął się od udawania, że ​​kobieta może wnieść swój najlepszy wkład w rozwój społeczeństwa, będąc „równym” mężczyźnie, a nie być sobą, wciąż trwa. Jeśli kobieta, zarówno fizycznie, jak i duchowo, nie spełnia swojej specyficznej funkcji matki życia, ludzkość staje w pustce. Musimy przywrócić właściwą równowagę między siłami męskimi i żeńskimi, a kobieta musi potwierdzić swój wpływ na rozwój społeczeństw jako matka. Kobietę dziś trzeba uzdrowić i przywrócić tym damy porządek w społeczeństwach na całym świecie. Ta książka jest nieocenionym wkładem w ten wyjątkowy cel.